ďťż
Katalog znalezionych fraz
Erotyka — strony, Obrazki i wiele więcej na WordPress

Temat wydzielony z dyskusji o innych sprawach. Porusza ciekawą i przede wszystkim konkretną kwestię z pogranicza nowoczesnej dystrybucji przekazu elektronicznego, która w ekstremalnych warunkach może przerodzić się w piractwo.

Squonk


[...] czyżbys uważał, że kopia gry, którą ściągnęłem z internetu jest w jakikolwiek sposób nielegalna? [...]


Abstrahując od moralnego wymiaru kradzieży oprogramowania:

Nie jest nielegalne ściąganie z internetu CZEGOKOLWIEK. Nielegalne jest jedynie korzystanie z pozyskanych w ten sposób kopii oprogramowania, oraz UDOSTĘPNIANIE. Teoretycznie więc jeżeli ktoś korzysta z oprogramowania ściągniętego z rapida lub innego podobnie działającego serwisu posiadając jednocześnie legalnie nabyty egzemplarz, to W ZASADZIE nie popełnił czynu karalnego. Jednak jeśli kopia pochodzi z tzw. torrentów, to - z tego co wiem - nie da się stamtąd pobrać danych jednocześnie nie udostępniając innym użytkownikom przynajmniej części ściąganego programu (nawet przy założeniu, że mamy dużo wyższy download, niż upload). A to już jest nielegalne.

Oczywiście nielegalne jest także korzystanie z kopii pozyskanych bez uiszczenia wymaganej opłaty - czyli granie w ściągniętą w ten sposób grę nie posiadając oryginału, ale o tym chyba przypominać nie muszę.


Nie nie nie.
Z oprogramowaniem jest tak - przy pewnych zastrzeżeniach - nielegalne jest wejście w posiadanie, bądź, jak kto woli uzyskanie oprogramowania. Udostępnianie jest penalizowane bez jakichś szczególnych zastrzeżeń.
Tak że zarówno używanie, jak i samo posiadanie nie są bezpośrednio karane.
Ściągnięcie programu to już wejście w posiadanie -> jest karane.
Oczywiście przy zastrzeżeniach obowiązujących w odpowiednim ustępnie ustawy o prawie autorskim, a są one dość bublowato stworzone. A już w szczególności sytuacja jest niejasna, jeżeli ma się licencję na ściągane oprogramowanie.

A z sieci P2P (a Torrentów w szczególności) da się spokojnie ściągać dane bez ich przesyłania dalej. Inna sprawa, że są trackery, które wymuszają upload, ale nie wszystkie tak działają.

A ja powiem tyle odnośnie tematu dyskusji: za bardzo teraz doceniam swój wolny czas, żeby nie żałować takich, pardon, durnych pyskówek prowadzonych zarówno tutaj, jak i gdzie indziej. Po prostu nie mają one sensu, zabierają kawałek życia i być może w jakimś stopniu nerwy. A nie zmienią za dużo, jeśli cokolwiek.
Dajcie se na luz. :>
Podchodząc do sprawy prawnie, w moim przypadku:

- Przelewając pieniądze wydawcy i uzyskując potwierdzenie wysyłki nabyłem prawa do posiadania gry.
- Prawo zezwala mi na posiadanie kopii mojej gry, oczywiście dla siebie.
- Mogę ściągnąć kopię z torrentów bo do tego one służą.

To jak inni to rozumieją, Squonk, to faktycznie inna sprawa. W sumie gówno mnie to obchodzi, bo nikogo swoim stwierdzeniem nie ściągnę na ścieżkę zła - jak ktoś chce piracić, to i tak piraci, i nie wierzę, że zacznie to robić dopiero zainspirowany moją wypowiedzią. Faktycznie co innego, jeśli zaczną czytać tu i ówdzie różne naciągane uzasadnienia do posiadania pirata, zwłaszcza na dużym i poważnym serwisie poświęconym Falloutom. Wtedy owczym pędem, za tarczę mając stwierdzenie, że "tamci tak robią".. być może.. jest w tym jakiś sens.
Mea Culpa, nie pomyślałem o niezdecydowanych ludziach, którym tylko brakuje uzasadnienia.
Ee... nie, masz prawo zrobić własnorećznie kopie swojego egzempalrza gry, a nie prawo pobierać ją z netu.



Ee...  nie, masz prawo zrobić własnorećznie kopie swojego egzempalrza gry, a nie prawo pobierać ją z netu.


Kupić mleko to kupić mleko, nie ukraść. Napisać książke to napisać książkę, a nie pożyczyć. Ugotować obiad to ugotować obiad, a nie zamówić. Sporządzić kopie to sporządzić kopie, nie pobrać.
@entrop
Przez chwilę - od wiadomego momentu do fizycznego otrzymania w swoje łapy gry byłeś, hmm... Osobą podejrzaną o złamanie prawa?

To tak samo jak jesteś w sklepie i do koszyka wkładasz sobie butelkę wody oraz pęto kiełbasy. W kolejce do kasy robisz się głodny to wipijasz wodę oraz wszamasz kiełbachę. Do kasy podchodzisz z pustą butelką i folią po kiełbasie za którą płacisz. I jest OK.

Tak ale pod warunkiem, że "system który działa" w tym sklepie dopuszcza twoją uczciwość. Jeśli zaś nie dopuszcza - bo np. kasa będzie połączona z wagą, to w przypadku przesunięcia przez czytnik butelki z wodą włączy się jakiś alarm czy ostrzeżenie dla obsługi, że coś jest nie tak. No i tłumacz się

Filozoficzna kwestia dobra do omówienia w gronie prawników. I kucharzy

Zaś co do meritum sprawy. Panuje taka zasada - dzięki której działają sieci P2P (bo się nią podpierają), że można pobierać ale dalej nie udostępniać. I może jest to OK, ale już nikt nie mówi, że żeby nie wylecieć z takiej sieci, to trzeba mieć odpowiednie ratio bo inaczej nici z dalszego pobierania.

Druga sprawa. Przemysł rozrywkowy chciałby zakazać całkowitego pobierania ale także kopiowania na swój użytek, wychodząc z założenia, że jak chcesz coś używać to używaj to tylko w jednym miejscu w jednej kopii, albo kup ich więcej. Stąd te DRM czy inne gówna, które mają w założeniu zapobiec skopiowanie oryginału.

Bo powiedzmy sobie szczerze - co takiego prezesa wielkiego koncernu fonograficznego obchodzi fakt, że jakiś koleś chce sobie do samochodu skopiować swoją płytę? Skoro stać go na samochód to niech sobie kupi drugi egzemplarz tej płyty i tam jej słucha. No nie?

Stąd też uważam, że np. moja metoda zdobywania muzyki polegająca na nagrywaniu z radia muzyki (całych albumów też - trza wiedzieć tylko w jakim radiu i o której ) i gromadzeniu ich w postaci elektronicznej, a następnie - jeśli jest taka okazja - pobrania sobie kopii z sieci - jest również moralnie wątpliwa. Moralnie - nie prawnie (choć różnie z tym prawem jest).

Więc nie chodzi mi tu o trzęsienie się dupką nad tym co, kto robi - tylko nad tym by spojrzeć na rzecz szerzej i ogarnąć ten burdel prawny jaki z jednej strony robią chciwe i żadne zysku koncerny rozrywkowe (wyklęty powstań ludu ziemi!!!) a z drugiej indolentni i głupi politycy (kofana anana i takie tam ), którzy nie rozumieją zmian jakie wokół nich zachodzą
Prawo jest jak płot:
- tygrys przeskoczy górą,
- wąż się prześlizgnie dołem,
- bydło pozostanie...

Jeśli już popełniacie czyn o podważalnej legalności, to zamiast chwalić się tym na forum róbcie to w taki sposób, by nie stać się tym bydłem.
http://dobreprogramy.pl/index.php?dz=15&n=...ndera+i+WinRARa



(...) żeby nie wylecieć z takiej sieci, to trzeba mieć odpowiednie ratio bo inaczej nici z dalszego pobierania.


No, to nie tak do końca bzdura. Są takie trackery, na których trzeba mieć wysokie ratio, w przeciwnym wypadku usuwają ci konto.

Noo... moze nie do konca precyzyjnie sie wyrazilem
Chodzilo mi, ze to co napisal Squonk jest bzdura, w kontekscie wszystkich sieci P2P...
Byc moze sa takie przypadki, w ktorych trzeba miec to ratio (nie wiem bo nie korzystam ), ale w wiekszosci przypadkow mozesz nie wyslac nic (badz 1 kb/s) i normalnie pobierac...
"Wszystkie" to jest pojęcie mgliste choć szerokie - z tym, że nie pisałem, że wszystkie Przyjmijmy, że miałem na myśli sieć torrent, w której (zapewne w innych też) można załapać miano pijawy i jeśli ratio permanentnie jest niskie to astalawista bejbe
Zawsze są fora z warezami. Nie udostępniam a pobieram - co teraz?

Squonk, to Twój miś w podpisie?
Są jeszcze sieci peer2mail, gdzie nie jesteś właścicielem konta pocztowego i nie ponosisz za nie odpowiedzialności prawnej. W dodatku nie udostępniasz nielegalnego produktu, bo ten jest w częściach, w załącznikach do listów, a część kodu programu, to jeszcze nie kod. W każdym razie tych już w ogóle nie da się złapać za rękę. Dostawca poczty też nie odpowiada za to co ma na skrzynkach i nikt już nie odpowiada za nic.
Domyślnie w Azureusie (klient sieci torrent) jest ustawione 'Nie udzielaj plików osobom z ratio mniejszym niż 0.8.

Było i jest jeszcze coś takiego jak HUB, albo o podobnej nazwie.

Squonk, to Twój miś w podpisie?
Ma na imię Kubuś Jak każdy pająk/roślina/misiek na "etacie" w mojej Krypcie


Są jeszcze sieci peer2mail, gdzie nie jesteś właścicielem konta pocztowego i nie ponosisz za nie odpowiedzialności prawnej.
Żeby było ciekawiej to o takich "nowinkach" można się dowiedzieć w branżowej prasie (np. KS Ekspert) a nie od kolegi w kiblu podczas przerwy na peta czy w inym - równie konspiracyjnym - miejscu

----
EDIT:
Czechu - usunąłeś swojego posta? Bo chciałem odpisać a tu d...
Chciałem mądrego posta napisać, ale niech mi ktoś powie jaką umowę zawarł Entrop ? Bo na pewno nie jest to umowa sprzedaży, bo ona nakłada obowiązek przeniesienia własności przedmiotu, a to tutaj na pewno wobec praw autorskich nie następuje.

Orientuje się ktoś może wg jakich przepisów zawierana jest umowa ze sklepami sprzedającymi gry komputerowe ?
Aaa!!! Bo ja znalazłem taki ciekawy zapis - w książeczce do Tunguski (wyd. Cenega) i wydaje mi się, że można by to odnieść do tego co napisałeś wcześniej. Otóż pisze tam tak:


1. (...)Klient jest właścicielem fizycznego nośnika (jeśli taki występuje), na którym  dystrybuowany jest produkt programowy, natomiast Cenega Poland zachowuje wszystkie prawa, tytuły własności oraz udziały w i do oprogramowanie komputerowego oraz innych materiałów składających się na produkt programowy oraz wszystkich praw do własności intelektulanych z nim związanych.
Jest to jasne - bo prawa Cenegi są do tego aby to oni mogli lansić się danym produktem i to rozumiemy. Ale patrz zdanie pierwsze - nie jesteś właścicielem jako takiej gry - czyli produktu - ale nośnika na jakim on jest.

I dalej:

2. (...) Produkt programowy jest użyczony Klientowi na zasadzie licencji (a nie sprzedawany) i wszystkie prawa, łacznie i osobno, których ten dokument nie gwarantuje Klientowi, są zarezerwowane przez Cenega Poland.

O kopii na własny użytek nic tam nie ma - jest za to zapis, że jedna kopia - jeden komputer. Zapewne takze CD Projekt czy inne firmy takie informacje zapodają.
Znaczy ustawa o ochronie prawa autorskiego wymienia katalog co obejmuje pojęcie ochrona prawa autorskiego w przypadku programu komputerowego. Są to prawa do :

1) trwałego lub czasowego zwielokrotnienia programu komputerowego w całości lub w części jakimikolwiek środkami i w jakiejkolwiek formie; w zakresie, w którym dla wprowadzania, wyświetlania, stosowania, przekazywania i przechowywania programu komputerowego niezbędne jest jego zwielokrotnienie, czynności te wymagają zgody uprawnionego;
2) tłumaczenia, przystosowywania, zmiany układu lub jakichkolwiek innych zmian w programie komputerowym, z zachowaniem praw osoby, która tych zmian dokonała;
3) rozpowszechniania, w tym użyczenia lub najmu, programu komputerowego lub jego kopii.

Zgodnie z zasadą co nie jest zakazane jest dozwolone, robienie wszystkiego co nie jest wymienione w powyższym katalogu jest właśnie dozwolone. Ponadto ustawa wymienia kilka wyjątków od powyższych praw (art 75 - jest za długi by go cytować).

Szczerze to dochodzę do wniosku, że z takim nośnikiem mamy prawo robić to samo co nielegalną kopią ściągniętą z neta czyli przez kupno nośnika nie uzyskujemy żadnych praw.

Sprawa kazus Entropa uważam, że jest poza zainteresowaniem prawa. A cała regulacja jest cholernie nieracjonalna, bo dochodzę do wniosku, że po kupnie takiego nośnika mogę na podstawie wyzysku dochodzić roszczenia o zmniejszenie ceny.

Ale widocznie dla naszego ustawodawcy tez jest to niezrozumiałe

Edit : Czyli wg Cenegi to jakie prawo otrzymujemy w tej umowie użyczenia ? Wydaje mi się że żadne.
Czechu F3 jest rzeczą oznaczoną co do gatunku a nie tożsamości. Ilość F3 jest mnoga, masz trzy egzemplarze tej samej gry. Rzeczy oznaczone co do tożsamości to np. obrazy, czyli niepowtarzalne, jednoznacznie precyzyjnie określone. Np. Batonów Snickers jest wiele, ale taki obraz "Waniliowe niebo" Moneta jest tylko jeden.


jako umowa zobowiązująco-rozporządzająca przenosi własność przedmiotu świadczenia w momencie jej zawarcia

Przedniotem świadczenia jest nośnik. Podobnie jak kupując jedną płytę z muzyką np. Myslovitz nie stajesz się posiadaczem praw do utworów Myslovitz. W filmach tak samo - podpisuje się osobne umowy na wykorzystanie utworu w filmie, nawet jeśli każdy z członków ekipy kręcącej film ma swoją orginalną kopię utworu który ma być wykorzystany - ale to nie jest jednoznaczne z posiadaniem praw do utworu.

Kupując F3 stajesz się jedynym właścicielem nośnika, ale użytkowanie danych na nośniku odbywa się zgodnie z licencją udostępnioną w trakcie instalacji [tej,której nikt nigdy nie czyta] albo w pliku license.txt lub podobnym. Użytkujesz program na zasadach tej licencji.
Wiem dlatego odrazu usunąłem cytowanego posta W każdym razie jeżeli tylko nośnik jest przedmiotem świadczenia to nie ma prawa tyle kosztować.
Nośnik kosztuje kilkadziesiąt groszy, reszta to koszty licencji. Płacisz za jedno i za drugie. Licencja przecież to podstawa. No i marże sprzedawcy, dystrybutora etc.

Poza tym, weź pod uwagę jedno. Kupując takie Porsche płacisz za markę, a samochód dostajesz gratis w prezencie.
Przedmiot ochrony prawa autorskiego w postaci utworu jakim jest F3 - moim zdaniem jest przedmiotem oznaczonym co do tożsamości, bo to jest jeden niepowtarzalny przedmiot. To nośników jest wiele. Ale to jest tylko moje zdanie i nie natknąłem się na zdanie kogoś kto ma nieco większa wiedzę.

A co do Porsche to jednak dostajesz na własność dane auto, które jest takie i nie inne i za jakość tego auta się płaci. A w przypadku gdy kupujesz nośnik a z utworem możesz robić to samo co mogłeś robić do tej pory bez nośnika ? To za co w sumie płacisz ?

Ps. Zdaje sobie sprawę, że to co powyżej pisze nijak ma się do zdrowego rozsądku, ale problem istnieje.
Praktycznie wszystko zaczyna jako rzecz oznaczona co do tożsamości, ale gdy rozpocznie się kopiowanie czy produkcja masowa - to i określenie zię zmienia. "Fallout 3" jest czymś, co można nazwać kopią "końcowego efektu koncepcji Fallouta 3 zrobioną przez Bethesde" - samochód, jaki by otn ie był, jest też kopią "końcowego efektu koncepcji tego samochodu stworzoną przez tego a tego producenta". Produkcja masowa choć jednocześnie nie niszczy indywidualnego charakteru produktu, to sprawia, że produkt sam w sobie nie jest indywidualny i tożsamościowo odrębny od kopii tego produktu". Idea Fallouta 3 oznaczona jest co do tożsamości.

Język prawniczy ssie, mam nadzieję że mój jest ciut bardziej zrozumiały

Chcąc kupić muzykę, kupujesz licencje, która pozwala ci legalnie korzystać z utworu do konkretnych celów, zgodnie z licencją, tj. nie możesz czerpać zysków z udostępniania twojej kopiii utworu, ani z publicznego odtwarzania i wiele wiele takich innych. To czy kupisz album przez neta i nie będzie nośnika, czy znów nośni kbędzie bo kupisz płytę w sklepie nic nie zmienia. Możesz robić co chcesz z krążkiem, ale nie możesz ruszyć tego, co na nim zapisano.

Gdybyś miał magiczny duplikator to mógłbyś zduplikować nośnik, bo jest twój, choć nie wiem czy tu znowu prawo patentowe by nie weszło ale pod warunkiem, że nie skopiowałbyś danych na tym nośniku.
Prawo patentowe chyba dotyczy przedsiębiorców. Zresztą mniejsza z tym

Nie jestem ekspertem w prawie autorskim i serio nie wiem jak to ugryźć. W sumie na co mi umowa użyczenia zezwala, a czego nie mogłem robić do tej pory ? Nikt żadnego prawa na mnie nie ceduje, bo już wszystkie posiadam. A licencja powtarza tylko to co jest napisane w prawie autorskim - czyli mówi mi czego nie mogę robić po zakupie nośnika. Mogę sobie zainstalować i pograć w F3 ? Ściągając z neta, czy pożyczając od kumpla nośnik (kumpel też nie ma żadnych praw, oprócz prawa własności nośnika) też mogę sobie zainstalować i pograć i nie naruszam tym ustawy o ochronie praw autorskich.

A co do rzeczy oznaczonej co do tożsamości to bym się dalej przy swoim upierał. Powielanie nośników nie ma tu nic do rzeczy, bo np. naruszając dane prawo, naruszamy jedno i to samo. Czy robię to ja, czy Murzynek Bambo w Mozambiku to po drugiej stronie występuje ten sam podmiot i to samo prawo.
Licencja użytkowania programu mówi jasno - jedna gra, jeden system - pożyczanie jest łamaniem licencji. Pożyczać możesz nośnik, ale jeśli kumpel/znajomy nie skorzysta z danych na nim zapisanych.

Umowa użyczenia? w sensie?

Licencja nie powtarza tego, co jest w prawie autorskim - to opisuje prawo właściciela do danej rzeczy lub własności intelektualnej. Prawo autorskie zawiera coś innego. Licencja opisuje to na jakich zasadach możesz korzystać z danej kopii programu. Licencja odwołuje się właśnie do prawa autorskiego i to jest jej prawne umocowanie. W zależności od jej rodzaju umożliwia lub uniemożliwia pewne rzeczy.

Przykład Prawo autorskie mówi kto jest właścicielem Fallouta 3 i kto ma prawo udzielać licencji na użytkowanie wszystkiego co jest związane z f3. Bethesda posiada F3. Interplay posiada prawo do MMO w uniwersum Fallouta - to mówi nie prawo autorskie, a licencja udzielona przez właściciela praw do F3 - Beth. My mamy prawo korzystać z F3 zgodnie z warunkami podanymi w licencji, a instalując program wyrażamy zgodę.

Kumpel, jeśli jest właścicielem tej kopii Fallouta 3 ma prawo do korzystania z programu we własnym zakresie. Licencja przede wszystkim zwraca uwagę na to czego nie można robić - sporządzać kopii danchh, podpisywać się pod produktem jako jego autor, korzystać z całości lub części np. kodu, modyfikować program na użytek inny niż własny lub niekomercyjny) więc można robić mody, ale nie można ich sprzedawać, etc. i wiele wiele wiele a nawet więcej. Jest tego zwykle kilka stron tekstu. Chcesz wiedzieć dokładnie to odpal instalacje jakiejś gry i tam będziesz na poczatku musiał kliknąc, że akceptujesz licencję

Licencja użytkowania programu mówi jasno - jedna gra, jeden system - pożyczanie jest łamaniem licencji. Pożyczać możesz nośnik, ale jeśli kumpel/znajomy nie skorzysta z danych na nim zapisanych.


3 lata temu mialem przez caly semestr zastosowanie prawa w informatyce, wiec pozwole sobie cos dopisac.

Widze, ze w tej rozmowie malo kto rozumie czym jest kopia ktora mozna sobie samemu wykonac...

Licencja okrasla ile mozna zrobic kopii programu. Kopia jest takze zaintalowany program, a nie tylko obraz plyty z instalacja. Wynika to z tego ze jest zmieniony sposob przechowywania (spakowana instalacja a rozpakowany i gotowy do uzytku program), jednak nie zmieniona glowna zawartosc, ktora jest program.

Kupujesz program na nosniku, i aby z niego moc skorzystac najczesciej musisz wykonac kopie na dysk. Mozesz korzystac z nosnika glownego (do instalacji) tak dlugo, jak dlugo nie posiadasz zrobionej kopii (zaintalowanego programu). Gdy odinstalujesz program z dysku (usuniesz kopie) mozesz pozyczyc nosnik znajomemu i on sobie tam moze zrobic kopie i jej uzywac. Oddajac tobie nosnik, twoj znajomy nie moze korzystacz kopii (zaintalowanego programu) poniewaz nie posiada juz nosnika. W wypadku gdy masz kilka komputerow, i jeden nosnik i pozwolenie w licencji na jedna kopie, po zrobieniu kopii na jednym komputerze, nie mozesz zrobic drugiej kopii na drugim komputerze do czasu usuniecia kopii z pierwszego komputera.

Tak to wyglada 'standardowo' w swietle prawa gdy licencja nie stanowi inaczej. Na takiej zasadzie sady rozstrzygaja sprawy w polsce - warto wiec zwrocic na to uwage w wypadku gdy mamy w domu/firmie kilka komputerow.

Czasami jednak w licencji moga byc dodatkowe ograniczenia - np w wypadku aktywacji Windowsa do okreslonego sprzetu, czy w wypadku gdy program dziala bezposrednio z plyty - brak mozliwosci wykonania kopii.

Nalezy wiec pamietac ze pierwszenstwo maja zasady zawarte w licencji, i to ona okresla co mozemy zrobic z programem zawartym na nosniku, lub zakupiona online instalacja programu...

Nalezy wiec pamietac ze pierwszenstwo maja zasady zawarte w licencji, i to ona okresla co mozemy zrobic z programem zawartym na nosniku, lub zakupiona online instalacja programu...
Ale przecież licencja jest prawem gatunkowo niższym niż jakaś ustawa czy rozporządzenie, no nie?
Licencja to umowa, która nie może być sprzeczna z normami bezwzględnie obowiązującymi.

Ale przecież licencja jest prawem gatunkowo niższym niż jakaś ustawa czy rozporządzenie, no nie?


No i tu właśnie dochodzimy do tego absurdu (albo ja czegoś nie rozumiem).

Jeżeli nie kupie oryginalnego oprogramowania, tylko je spirace to mogę je sobie na własny użytek kopiować do 10 komputerów które mam w domu i nikt się tym nie powinien przejmować, bo kopiowanie na własny użytek nie jest naruszeniem praw autorskich. Jeżeli jednak zakupie dany program to naruszę zasady licencji i będę odpowiadał na podstawie nienależytego wykonania umowy

Chociaż z drugiej strony, czy ściągając program z internetu nie wykonuje w ten sposób jego kopii ? Bo wydaje mi się jednak, że jest to zwielokrotnienie, ktoś umożliwia to przez udostępnienie danego pliku w jakiejś sieci P2P, a ja wykonując jakieś operacje robię de facto to samo, jakbym sobie zgrywał jakieś dane z płyty.
Ale dlaczego funkcjonuje przekonanie, że ściągnie z Internetu plików jest legalne, a nielegalne jest udostępnianie ? Przecież ściąganie polega na wydaniu komputerowi polecenia ,,kopiuj mi ten program z tamtego miejsca na mój komputer".
A wiecie, opowiem wam jak wyglądał nalot policji u mojego kumpla w pracy (w redakcji gazety). Najpierw wparowali i mówią: "od tej pory proszę nie wykonywać żadnych czynności przy komputerze, inaczej będą konsekwencje itd." (to nie jest dosłowny cytat, wiecie jak to jest jak ktoś Ci opowiada:) ). Następnie policyjny informatyk, odpalał po prostu zainstalowane programy na które nie było licencji - i jeśli program się nie uruchomił, to olewano to i sprawdzali następny, w przeciwnym razie notowano i potem firma dostawała wezwanie do sądy za kradzież - i musieli zapłacić odszkodowanie czy grzywnę a potem jeszcze zapłacić za oprogramowanie I wiecie jak się wycwanili w tej firmie? Jeżeli w porę szybko się zorientowali że rozpoczyna się nalot, to odpowiednio wcześniej przygotowanym skrótem klawiszowym (chyba ktoś im tam do tego programik odpowiedni napisał) usuwali cały plik rejestru i większość programów się nie chciała uruchomić - serio.

No i tu właśnie dochodzimy do tego absurdu (albo ja czegoś nie rozumiem).

Jeżeli nie kupie oryginalnego oprogramowania, tylko je spirace to mogę je sobie na własny użytek kopiować do 10 komputerów które mam w domu i nikt się tym nie powinien przejmować, bo kopiowanie na własny użytek nie jest naruszeniem praw autorskich. Jeżeli jednak zakupie dany program to naruszę zasady licencji i będę odpowiadał na podstawie nienależytego wykonania umowy

To nie absurd, to Ty czegos nie rozumiesz
Za kopie uwazana jest takze instalacja, wiec kopiowanie na wlasny uzytek to w wypadku programow rozpowszechnianych w formie instalatora - ich instalowanie - dlatego tez w licencjach masz zaznaczone ile mozesz posiadac kopii na wlasny uzytek (zazwyczaj jedna kopie)

Pamietaj ze zaintalowany program jest tylko kopia tego co kupiles.
Podczas kontroli lub w wypadku gdy komputer zostal skonfiskowany musisz sie wykazac ze kupiles 'orginal' - czyli pokazjesz orginalny nosnik, w wypadku jego zagubienia mozesz pokazac paragon/fakture, w wypadku platnosci online mowisz ze twoj bank ma historie przelewow i podajesz im mniej wiecej wytyczne a oni je sprawdzaja. Mozesz pokazac im orginalne opakowanie, bo paragon zawsze moze sie zgubic. W wypadku jednak gdy nie masz zadnej z tych rzeczy, oraz nie miales przeprowadzki lub pozaru czy np zgloszonej na poczcie kradzierzy przesylki w ktorej dowod sie znajdowal (podajac sensowne wytlumaczenie dlaczego dowod byl przesylany) - masz praktycznie gwarantowane ze sedzia uzna ze program zdobyles nielegalnie, zwlaszcza ze zyjemy w czasach w ktorych paragon jest dowodem zakupu.

Jezeli kupujesz orginal i w licencji pisze ze mozesz wykonac 1 kopie a ty instalujesz program na 10 komputerach - wtedy podczas kontroli musisz pokazac np 10 nosnikow, czy np dowod zakupu 10 produktow. Pokazujac im 1 nosnik bedziesz mial zarzut posiadania 9 nielegalnych kopii.

edit:
@Rawdanitsu
Sytuacja wyglada zupelnie inaczej gdy komputer (lub dysk) jest konfiskowany przez policje. Wtedy trzeba udowadniac po kolei wszystko co bylo zainstalowane windows/office/antyvirus/firewall/
gazda : ale ja nie kwestionuje tego, że instalka na komputerze jest kopią

Jaką normę prawną naruszam w przypadku kopiowana programu gdy nie posiadam licencji ? (przy założeniu jakie obecnie panuje, że samo ściąganie z neta programów jest legalne)
Jeśli ściągasz program, to za niego nie płacisz, za licencję. Jeśli instalujesz i akceptujesz licencję, ale nie masz jej opłaconej, nie kupiłeś programu, nie zapłaciłęś za niego, to masz go w sposób nielegalny i jest to kradzież.

Pobierać za darmo można - podobno - na 24h by sprawdzić jak program działa, a potem trzeba albo wywalić, albo wykupić. Niektóre licencje pozwalają na pobranie kopii z netu w przypadku utraty nośnika.

Czytałem gdzieś, że jakiemuś koreańczykowi chyba ukradziono konsolę WII z 60 grami, napisał do Nintendo i o ile konsole kupić musi sam, to posiadawszy dowody tamtych zakupów i zgłoszenie kradzieży Nintendo za darmo pozwoli mu pobrać gry ze specjalnego źródła.

Ale to jest Nintendo nie możemy liczyć na taką obsługę w przypadku rynku PC

Jaką normę prawną naruszam w przypadku kopiowana programu gdy nie posiadam licencji ? (przy założeniu jakie obecnie panuje, że samo ściąganie z neta programów jest legalne)


Ściąganie programów z Internetu nie jest kradzieżą w rozumieniu art. 278 k.k. Jeden z paragrafów mówi tam o uzyskaniu programu komputerowego, ale w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Więc o kradzieży mówić nie można.

Jeżeli chodzi o kodeks cywilny to główną przesłanką odpowiedzialności w każdym przypadku jest wyrządzenie szkody, która występuje w dwóch postaciach
- to co wyszło z majątku poszkodowanego - czyli rzeczywista szkoda, pomniejszenie majątku, a to się oczywiście nie dzieje
- to co mogło wejść do majątku, a nie weszło przez działanie sprawcy - można by tutaj powiedzieć że taką szkodą jest cena programu, który został ściągnięty, ale uczono mnie (skrócę to trochę) że w przypadku umowy, która nie została zawarta konieczne jest stwierdzenie, że zawarcie danej umowy zależało tylko od oświadczenia woli poszkodowanego. A tego też nie możemy stwierdzić, bo przecież sprawca nie wyraził chęci zawarcia takiej umowy.

A wystarczyłoby tylko nieco jaśniej i konkretniej sformułować pewne przepisy, tak by dać jasno do zrozumienia, że korzystanie programu komputerowego bez zgody twórcy jest zabronione. A w przypadku naruszenia tego zakazu, twórca może np. żądać zawarcia umowy.

W każdym razie brak jest dobrej woli ku temu...

edit:
gazda : Ustawa o ochronie praw autorskich wprowadza przepisy szczególne dotyczące programów komputerowych określając jasno katalog tego na czym polega naruszenie tego prawa. Jest tam kopiowanie bez zgody twórcy, ale jak już wyżej napisałem, aby dochodzić jakichkolwiek roszczeń, należy wykazać szkodę, której ja nie dostrzegam.
Jak to się nazywa, jeśli z czegoś możemy czerpać dochód, a w wyniku czyjejś działalności nie możem yczerpać dochodu i ta osoba musi nam zapłacić oszacowaną przez sąd wielkość "pozornej straty"?

W tym przypadku tą wielkością jest cena produktu powiększona o jakąs grzywnę czy mandat, czy odsetki, czy co tam chceta.
Chodzi Ci o lucrum cessans ? Opisałem to właśnie w drugim przypadku. Uważasz, że gdyby ktoś nie ściągnął danego programu z neta to danemu twórcy przybyłoby coś w majątku ?

Jest to tzw. ,,pozytywny interes umowny" - czyli założenie ze szkodą jest to co poszkodowany by otrzymał w wyniku zawarcia umowy. Ale jak już mówiłem, aby to zakwalifikować do szkody należy wykazać, że zawarcie umowy zależało już tylko od woli poszkodowanego (czyli np ktoś złożyć Ci ofertę, a ty ją odrzuciłeś w wyniku działania danej osoby). W przypadku piractwa nie można stwierdzić, że zawarcie umowy zależało tylko od poszkodowanego.

No ale to jest tylko doktryna, nie przepisy.
Z tym, że licencje akceptujesz przy instalacji programu, a nie przy zakupie, więc jeśli pobierasz program to nic się nie dzieje, ale jeśli instalujesz go, to automatycznie sprawiesz że umowa między toba a producentem - a zarazem i licencja wchodzi w życie i wtedyj esteś zobowiązany do realizacji swojej części umowy, to jest zapłacenia za korzystanie z programu, niezależnie od źródła z którego ten program masz.

A jeśli nie musisz zapłacić za użytkowanie to mimo wszystko można mówić o lucrum cessans, bo gdyby nie twoje działania, producent uzyskałby przychód, a skoro korzystasz z programu, to jesteś zobowiązany zadbać o to by za twoją kopię programu producent otrzymał pieniądze.

Edited: Aaaaa. By kopiować oprogramowanie trzeba mieć licencję, a robienie tego bez licencji pozwalającej na dystrybucję narusza prawa autorskie producenta

Z tym, że licencje akceptujesz przy instalacji programu, a nie przy zakupie, więc jeśli pobierasz program to nic się nie dzieje

Dokładnie tak!
Teoretyzując mogę ściągnąć sobie fafnaście nowych gier i twingo drogich programów. Dopóki jednak nie rozpocznę instalacji i nie zgodzę się na postanowienia "Licencji użytkownika końcowego", to tak na prawdę nie czerpię żadnej korzyści z tego programu/gry. Jak mogę łamać prawa licencji, której nie przeczytałem?
Z windą też są niezłe jaja: zerwanie plomby i otwarcie pudełka jest jednoznaczne z zaakceptowaniem postanowień licencji, z którą zapoznać można się dopiero w trakcie instalacji (przynajmniej tak było parę lat temu z moim systemem, teraz może dają licencję na pudełku). Użytkownik kupuje kota w worku, mniej więcej na zasadzie: "najpierw podpisz, a później ci powiem co podpisałeś".
W logiczny sposób sprzedawana jest licencja na "Nero": program można sobie ściągnąć legalnie i za darmo z sieci nawet ze strony producenta. Instalka zawiera wszystkie dane niezbędne do uruchomienia dowolnej, nawet najbardziej wypasionej wersji. Płacimy jedynie za klucz aktywacyjny. W zależności od wybranej wersji (która z kolei determinuje cenę) otrzymujemy klucz, który pozwala nam uruchomić zakupioną wersję programu. Bez wymaganego klucza program będzie działał w okrojonej wersji trial przez ograniczony okres czasu. Dzięki temu nikt nas do pierdla nie zamknie za to, że nie zdążyliśmy we właściwym czasie opłacić "wygaśniętej" przedwczoraj licencji na program shareware, którego mieliśmy prawo używać przez miesiąc, choć w tym czasie byliśmy na dwutygodniowym urlopie na majorce, a komputer niedotykany cierpliwie czekał na nas w domu (więc z programu po wygaśnięciu licencji nie korzystaliśmy). Uff - zdanie bardzo złożone, ale mam nadzieję, że zrozumiałe.
Akceptacja licencji podczas instalowania programu nie jest zawarciem umowy. Wiem, że tak tam często pisze, ale przepisy kodeksu cywilnego są bardzo jasne w tej kwestii.

Art. 70 KC - Umowę poczytuje się za zawartą w chwili otrzymania przez składającego ofertę oświadczenia o jej przyjęciu.
Art. 61 KC - Oświadczenie woli, które ma być złożone innej osobie, jest złożone z chwilą, gdy doszło do niej w taki sposób, że mogła zapoznać się z jego treścią.

To co akceptujemy przy instalowaniu programu nie jest zawarciem umowy, a jedynie zapoznaniem się z ogólnymi warunkami umów (coś w stylu regulaminu, który wisi w każdym autobusie czy tramwaju i który nas obowiązuje), które nie są treścią umowy, a jedynie dodatkiem do niej. Do zawarcia umowy niezbędne jest złożenie dwóch zgodnych oświadczeń woli, a tego tutaj brakuje.

edit : skutek jest taki, że jeżeli podczas zawierania umowy nie zapoznałeś się z ogólnymi warunkami umów to nie są one wiążące (z wyjątkiem umów zawieranych w prostych codziennych sprawach, gdzie stosowanie takich regulaminów jest zwyczajowo przyjęte, jak wyżej wspominany autobus - zakup programu komputerowego nie jest zwykła codzienna czynnością).

No chyba, że są jakieś przepisy szczególne, o których ja nie wiem.
Instalator został tak zaprojektowany żeby obowiązkowe było przeczytanie licencji, albo przynajmniej oświadczenie które dajemy, że treść licencji jest nam znana, a kontynuując instalację i korzystając z programu składamy oświadczenie woli, że chcemy korzystać z tego programu.

Ponieważ dystrybucja programu odbywa się poza działalnością producenta i bez posiadania praw do dystrybuowania programu, rozpowszechniający łamie prawo. Chyba że tworzy kopie gry na użytek własny i nie korzysta z nich.

Fizycznie nie możliwe jest jednak zawiadomienie o akceptacji oferty producentowi, bo ten zwykle nie zajmuje się sprzedażą, zlecając to innym podmiotom. Nie można też poinformować sprzedawcę w sklepie o akceptacji warunków, o zgodzeniu się na to, co prezentuje oferta, gdyż taki sklep nie dystrybuował naszej kopii.

Używanie programu jest wyraźnym oświadczeniem woli że akceptujesz warunki. Po to jest reklamacja byś mógłzwrócić produkt, gdy nie zgadzasz się z warunkami na jakich możesz korzystać z programu.

Nie możesz wejść do autobusu i nie skasować biletu, dlatego, że odrzucasz ofertę oferenta. wejście do autobusu jest złożeniem oświadczenia woli że akceptujesz ofertę i twoim obowiązkiem jest mieć bilet, nie obowiązkiem autobusu czy kierowcy, czy przewoźnika dostarczyć ci bilet i przyjśc po pieniąze.

Sytuacja podobna do przestępstwa w dobrej wierze, dobra wiara jest tu czynnikiem łagodzącym. Różnica polega na tym, że w przypadku piractwa nasze czyny wyrażające naszą motywację i cele świadczą przeciwko nam.

Właściciel praw / autor czegoś ma czerpać zyski z racji użytkowania tego czegoś przez osoby trzecie na ustalonych warunkach. To jest oferta która w warunkach rzeczywistości wirtualnej est również oświadczeniem woli oferenta. Jeśli wiemy o nielegalnym pochodzeniu źródła, zdajemy sobie sprawę, że nasza zgoda lub niezgoda na akceptacje warunków nie dotrze do oferenta. OBlat zatem nie może tego wykorzystać gdyżto JEGO obowiązkiem jest poinformowanie oferenta o akceptacji lub odrzuceniu oferty. Jeśli odrzuca ofertę - to nie korzysta z programu. Jeśli akceptuje ofertę - to musi złożyc oświadczenie woli i dokonać czynności związanych z zawarciem umowy, czyli zapłacić za produkt, który jest chroniony prawnie osobie, która posiada prawa własności względem tego produktu.

Dzięki temu nikt nas do pierdla nie zamknie za to, że nie zdążyliśmy we właściwym czasie opłacić "wygaśniętej" przedwczoraj licencji na program shareware, którego mieliśmy prawo używać przez miesiąc, choć w tym czasie byliśmy na dwutygodniowym urlopie na majorce, a komputer niedotykany cierpliwie czekał na nas w domu (więc z programu po wygaśnięciu licencji nie korzystaliśmy). Uff - zdanie bardzo złożone, ale mam nadzieję, że zrozumiałe.


Rawdan : to troszkę jakbyś sobie w samochodzie na prędkościomierzu pozmieniał cyferki i jeździł wg tego co sobie sam tam napisałeś

Rawdan : to troszkę jakbyś sobie w samochodzie na prędkościomierzu pozmieniał cyferki i jeździł wg tego co sobie sam tam napisałeś


Wypasiona i tłusta dyskusja


Ale w ten sposób chyba i tak łamię prawo, bo licencja mówi że mogę go używać tylko 2 miesiące - niezależnie od tego czy on się uruchamia czy nie, prawda? Datę co prawda mogę sobie ustalać chyba dowolnie w komputerze i nie jest to przestępstwo - chyba?
Na dodatkowym dysku instalujesz sobie legalny i taki tam, i w ogóle wiadomo jaki system. Z grubsza go konfigurujesz (sprzęt, podstawowe programy). Następnie robisz zapis obrazu partycji dysku. Teraz instalujesz dany program shareware i korzystasz z niego jak Bóg przykazał. Mijają dwa miechy - robisz format i wrzucasz na dysk zarchiwizowaną wcześniej kopię obrazu partycji. Odpalasz system, instalujesz program i jechane przez kolejne dwa miechy.

Jedyny warunek jest taki, że program nie ma zaimplementowanej w sobie krańcowej daty użytkowania.

A pomysł jest zapewne znany każdemu Ja poznałem go kilka lat temu, kiedy na łamach Elektroniki dla Wszystkich omawiano kurs Protela, opartego na wersji trialowej tegoż

Czy jest on jednak na tyle legalny by osoba go stosująca była czysta jak śnieg? Nie mam pojęcia Zawsze można wyjść ze zdrowego rozsądku, choć po sądach (choćby w Szczecinie - wydanie wyroku na panienie co się toplesiła ) rzadko można tego oczekiwać.
Coraz częściej stosowane jest takie inne obejście problemu, takie które nie wiąże się z kolejnymi problemami ;P

Jeśli pozwala na to program, to zamiast kupować nowsze wersje ściągamy starsze, już freewareowe, bez fikuśnych opcji i bajerków. Potem ściągamy Pluginy dodające fikuśne opcje i bajerki.

Albo przerzucamy się na opensource. pakiet MS staje się pakietem OO, PS staje się GIMPem, w skrajnych przypadkach Windows staje się Linuxem ;P

Na dodatkowym dysku instalujesz sobie legalny i taki tam, i w ogóle wiadomo jaki system.  Z grubsza go konfigurujesz (sprzęt, podstawowe programy). Następnie robisz zapis obrazu partycji dysku. Teraz instalujesz dany program shareware i korzystasz z niego jak Bóg przykazał. Mijają dwa miechy - robisz format i wrzucasz na dysk zarchiwizowaną wcześniej kopię obrazu partycji. Odpalasz system, instalujesz program i jechane przez kolejne dwa miechy.

Powiedz mi Squonk, po co mam się tak z tym bawić skoro wystarczy zmienić datę w systemie - oczywiście w przypadku tego Paint Shop Pro 8 ?? Ale to i tak nie zmienia faktu że nie jest to legalne.

A to co już opisujecie to jest kradzież z włamaniem (usunięcie zabezpieczenia)

Powiedz mi Squonk, po co mam się tak z tym bawić skoro wystarczy zmienić datę w systemie - oczywiście w przypadku tego Paint Shop Pro 8  ??
Zmieniając datę w systemie poniekąd kręcisz sobie bat na własny tyłek - zwłaszcza jeśli komputer służy także do innych celów. To znaczy może się coś popieprzyć z programami, które potrzebują do działania ciągłości czasu.

No nie wiem - tak przypuszczam Może jakiś kombajn do backupu czy coś w tym stylu.

Choć jeśli program jest wykorzystywany do typowo komercyjnej działalności to dyskusja jest lekko "bezprzedmiotowa". Ale z drugiej strony, kto mi broni cofać czas czy używać po raz pińcset halfnasty tego samego systemu

Zmieniając datę w systemie poniekąd kręcisz sobie bat na własny tyłek - zwłaszcza jeśli komputer służy także do inych celów. To znaczy może się coś popieprzyć z programami, kóre potrzebują do działania ciągłości czasu.


Heh:) Widzisz, nie dopowiedziałem wszystkiego Wystarczy zmienić ją na czas uruchamiania programu - po prostu wystarczy że zmienisz datę na kilka sekund Ale komercyjnie czy nie, licencja mówi że możesz z niego korzystać tylko przez dwa miesiące czasu - nie ważne w jakim celu


Zmieniając datę w systemie poniekąd kręcisz sobie bat na własny tyłek - zwłaszcza jeśli komputer służy także do innych celów. To znaczy może się coś popieprzyć z programami, które potrzebują do działania ciągłości czasu.


Shafa : dawno ta sprawa była z tym biurem architektonicznym ? Nie znam szczegółów postępowania w takich przypadkach, ale jest ogólna zasada, że organy władzy państwowej odpowiadają za szkody wyrządzone przez swoje działania. Dlatego nie chce mi się wierzyć by tej firmie nie przysługiwało odszkodowanie - niech się zgłoszą do jakiegoś prawnika to odzyskają sporo kasy.

A tak z ciekawostek to znam przypadek jak gościowi taki audyt doprowadził firmę do upadku.
Kto przeprowadza takie kontrole? Policja, ABW, prokuratura, firma prywatna specjalizująca się w takich sprawach?
czechu, niby tak, niby masz racje. Ale zawsze jest taki Optimus który jest najlepszym dowodem na to, że w takich hsprawach słowo "Musi" zastępuje "powinien".

Dla osób poza tematem - przez pomyłkę jednego urzędnika upadła ogromna firma. choć "nie powinna".
Ta sprawe Optimusa chyba kazdy zna i dobrze pamieta ...
Powinien=musi.

Kurde...ale to jest serio sprawa do wygrania...może firmy życiu nie przywrócą, ale sporo można by odzyskać pieniędzy.
Powinność jest takim "muszeniem" teoretycznym, które zakłada, że w praktyce, gdzy dojdzie co do czego, to mimo wszystko może być różnie.
I nie postawisz "ale" po "musze".

Najprostszy przykład - "musi się udać" a "powinno się udać"

A teraz... ide, bo "powinienem" uderzyć w kimę ;P


Powinność jest takim "muszeniem" teoretycznym, które zakłada, że w praktyce, gdzy dojdzie co do czego, to mimo wszystko może być różnie.



Kto przeprowadza takie kontrole? Policja, ABW, prokuratura, firma prywatna specjalizująca się w takich sprawach?


Shafa : odpowiedzialność urzędnika za decyzję to jest, że tak powiem wewnętrzna sprawa organów państwa Bo obecnie kodeks cywilny ustala zasadę, że Skarb Państwa ponosi odpowiedzialność odszkodowawczą za bezprawne działania organów państwa. A w powyższym przypadku taka była. Więc Skarb Państwa powinien wypłacić utracony dochód z tych dwóch miesięcy oraz zapłacić te wszystkie kary za niedotrzymanie umowy.

A słowo ,,powinien" może i ma w życiu codziennym nieco słabsze znaczenie, ale w języku prawnym gdy organ coś powinien, to znaczy że obywatel ma prawo domagać się aby powinności swojej dochował.
Czechu. Zdaję sobie z tego sprawę. Tylko że za przeproszeniem ni chu*a państwo nie odda firmie renomy. A za niedotrzymanie terminów traci sie renomę w biznesie, oj traci.

ale w języku prawnym gdy organ coś powinien, to znaczy że obywatel ma prawo domagać się aby powinności swojej dochował.


To nie jest kwestia krzyku, tylko procesu cywilnego prowadzonego przez niezależny sąd...

A z Kluską nie rozumiem, nie została mu zwrócona kaucja ?
Wszyscy wiemy, ze w oskarzeniu Kluski chodzilo nie tyle o sprawiedliwosc, co chec udupienia go ...
A watpie SHAFA, zeby ta firma, o ktorej piszesz miala wrogow, ktorzy zadabaliby by o to, zeby sprawiedliwosci w sadzie nie stalo sie zadosc...
DC. Ale mnie nie chodzi o fakt posiadania wrogów czy ich braku. Chodzi mi o pewna analogię. Jak Kluska gdy juz wszyscy wiedzieli że niesłusznie miał problemy wyszarpał od skarbówki jeno 5 tysiaków z 30 baniek. To jak taka persona jak Kluska nie mogła wiele zdziałać to mała firemka spod częstochowy będzie lepsza?

Ale sprawa już jest zamknieta z firemką. Dawno się z kumplem nie widziałem i nie wiem co w sądzie wyszarpali ale z tego że kumpel wyjachał do Norwegi wnioskuję że nie za dużo ugrali...
Tylko, ze w sprawie Kluski komus zalezalo na tym, zebym nie mogl on nic zdzialac i ten ktos mial wieksze wplywy niz sam Kluska ...
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • erfly06132.opx.pl


  • © Erotyka — strony, Obrazki i wiele więcej na WordPress Design by Colombia Hosting