Erotyka â strony, Obrazki i wiele wiÄcej na WordPress
Nie podoba mi się ,że z ludzi takich jak Szymborska,Gałczyński czy Miłosz tworzy się moralne autorytety i bohaterów narodowych.Żeby nie być gołosłownym podam przykłady: -W. Szymborska pisała za komuny wiersze:partia,Lenin Stalin itp. -Gałczyński pisał: Przysięgam już nigdy nie będe słaby, Pióro w promień przemienie i niech się promieni. Oto nowe stulecie.A tylko dwie sylaby: LENIN -Miłosz współpracował z władzą,pisał teksty potępiające"Szpiegów amerykańskich"itd. O Polsce pisał ,że jest to"irytujący obszar między Rosją a Niemcami". Wiem że ktoś może powiedzieć że niesprawiedliwie ich krytykuje bo sam nie żyłem w czasach komunistycznych,ale ja nie twierdzę że takich ludzi należy wsadzać do więzień,tylko mam dosyć robienia z nich bohaterów narodowych przez media .Kiedy naprzykład z Z. Herberta(poeta genialny a do tego kryształowa moralność) robi się"zgrzybiałego alkocholika" (gazeta wyborcza).
Zgadzam sie, chociaz w ramach scislosci: Milosz, pomimo calego swojego antypolonizmu, z ciagotkami komuchowskimi zerwal i potem pisal juz o tym wszystkim w innym tonie ("Zagladali do toreb, zagladali do waliz, nie zajrzeli do dupy, a tam mam socjalizm"). Dodam jeszcze, ze Galczynski to zwyczajny oportunista - przed wojna zwiazany byl z nurtem ND.
Do przykladu wielkich niedocenianych, ktory podales, dodalbym jeszcze Jozefa Mackiewicza i Tadeusza Konwickiego.
Bardzo ciekawy wątek, przyjemnie zaskakujący w takim miejscu.
Ani za Miłoszem, ani za Szymborską nie przepadam, zarówno pod względem literackim jak i oceniając ich postępowanie (Szymborska jest lepszą poetką niż Miłosz, ale nawet razem wzięci nie sięgają do kolan Herbertowi). Miłoszowi było łatwo zza Wielkiej Wody pokazywać tyłek komuchom. Pamiętam film dokumentalny o Herbercie, i tam ktoś wspominał, że podczas jakiegoś wspólnego obiadu Miłosz (będący już o ile dobrze pamiętam jedną nogą za oceanem) - trochę zapewne podchmielony - wygadywał jakieś głupoty w rodzaju, że się cieszy, że Polacy teraz wreszcie mają co chcieli. Trudno to interpretować, skłonny jestem podejrzewać, że późniejszy noblista miał po prostu słabą głowę i mu się "wypsło" (stąd też m.in. późniejsze wzajemne podgryzanie się z Herbertem), bo nie sądzę, żeby mówił to poważnie i żeby mu nie zależało na losie ojczyzny. Tak więc Miłosza jestem w stanie rozgrzeszyć, chociaż nie mam o nim dobrego zdania zarówno jako o poecie jaki o człowieku. Gombrowicz jako literat na wygnaniu wg mnie przerósł go pod względem osobowości (choć też kryształem nie był i różne idiotyzmy zdarzało mu się mówić).
Szymborska miała trudniej, bo została. Owszem, Wxe, pisała wiersze-agitki, ale jestem święcie przekonany, że wierzyła w komunizm. Jeżeli czytałeś tę jej "czerwoną" poezję, to wiesz, że to są utwory pisane z wiarą i naiwnością młodej pionierki - bo inaczej po prostu nie sposób wytłumaczyć ich żenującej jakości literackiej (pomijając wydźwięk ideologiczny, bo o komuniźmie z pewnością też można napisać "ładny" wiersz, niektóre kawałki Majakowskiego są znośne).
Jednak dość szybko, bo chyba jeszcze pod koniec lat 50-tych, otrzeźwiała i zaczęła być tą Szymborską, którą znamy, a nawet bywa, że podziwiamy. Moje zdanie jest takie, abstrahując od jej wczesnej biografii, że mniej więcej 1/3 jej wierszy to wiersze conajmniej niezłe (resztą możnaby np. uszczelniać okna). A to już dużo, bardzo dużo. Chociaż u Herberta wiersze "przynajmniej niezłe" to ponad 90 procent tego, co on w ogóle dopuścił do druku - takie są fakty;)
Ja mam Szymborskiej jako osobie nieartystycznej za złe jedną rzecz. Otóż ta miła, nieśmiała starsza pani była PIERWOWZOREM CHAMA I BURAKA KUBY WOJEWÓDZKIEGO. Prowadziła ona dawno temu, kiedy nas jeszcze na świecie nie było (mnie na pewno) coś w rodzaju "Poczty poetyckiej" w którymś z magazynów (nie pamiętam, czy aby nie w Szpilkach). Cała impreza polegała na tym, że ludzie słali wiersze na adres redakcji, a pani Poetka odpowiadała na łamach, co o tym sądzi. Niby zwyczajna praktyka. A jednak, jak przeglądałem komentarze (zostały parę lat temu zebrane w tomik i wydane) tej "miłej starszej pani" do cudzych prób poetyckich, doznałem szoku. Ziało od nich chłodnym cynizmem - Szymborska układając zjadliwe rymowanki, z wyrachowanym okrucieństwem kpiła sobie z ludzi, z których większość zapewne pisała pierwszy raz w życiu (a dzięki jej "interwencji" być może i po raz ostatni). Jeżeli kiedykolwiek miałem do niej szacunek za kilka świetnych, wybitnych wierszy (jak np. ten o rzece Heraklita), tak po tym doświadczeniu - jak ręką odjął. Co z tego, że jej komentarze były bardziej inteligentne niż Wojewódzkiego w idolu, skoro w gruncie rzeczy robiła to samo, co on - gnoiła ludzi, odzierając ich z marzeń i nie dając nic w zamian.
Co do Herberta, to ja szczerze przyznam, boję się grzebać w jego biografii. Bo jestem niemal pewien, że coś by się i na naszego idola znalazło. Wiesz Wxe, to są tylko ludzie jak my, a przecież nawet na najwspanialszych kryształach dałoby się znaleźć jakieś rysy, choćby i pod mikroskopem. Ja się różnych rzeczy dowiadywałem już o moich autorytetach i nauczyłem się, że nawet autorytet moralny musi sobie czasem spuścić z krzyża - zdarzy mu się przekląć paskudnie, uderzyć dziecko, kimś mocno i dogłębnie gardzić (myślę, że Herbert miał w sobie sporo pogardy dla ludzi słabych, idących na kompromisy, choć na pewno starał się z tym walczyć), a kogoś, kto akurat potrzebuje pomocy, wsparcia - mieć głęboko w dupie (bo np. ma nasz autorytet fatalny dzień). Myślę, że warto o tym pamiętać. Świętych i bezgrzesznych po prostu nie ma, choć niektórzy się upierają, że jest inaczej. Poza tym, co to za człowiek, bez słabości, bez dni gorszych i lepszych. To nie człowiek - to pomnik! A kto jak kto, ale Herbert nie zasługuje, żeby go zaklinać w brązy jak pierwszego lepszego Mickiewicza czy Miłosza. On jest po prostu za dobry;)
Vermin, cieszę się, że przypomniałeś Konwickiego, bo to jest wspaniały przykład kogoś, kto ze "stalinisty" (jak sam o sobie mówił) - a więc z czarnego (czy raczej czerwonego) charakteru - przedzierzgnął się w proroka, literackiego mesjasza opozycji - a więc w postać jak najbardziej pozytywną (żeby nie powiedzieć, pomnikową). Ale podobnie jak Herbert, Konwicki też nie zasłużył sobie na brązowe popiersie. Nigdy, ani w czasach kapitalizmu, ani za PRLu nie wypierał się swojej przeszłości (on po prostu wierzył, że literatura może, a wręcz powinna, służyć idei - a o błędności swojego twierdzenia przekonał się dopiero po wydaniu 5 książek), i ani wcześniej ani później nie czynił z siebie bohatera i nie dawał się uwodzić na ładne słówka np. dziennikarzom (jak np. Miłosz). Po tym poznaje się wybitnego człowieka... a niejako przy okazji, Konwicki jest też genialnym pisarzem;)
Polecam film Andrzeja Titkowa o Konwickim p.t. "Przechodzień" (a także jego nakręconą 20 lat później - choć gorszą - kontynuację, "Całkiem spora apokalipsa" ).