ďťż
Katalog znalezionych fraz
Erotyka — strony, Obrazki i wiele więcej na WordPress

Ten kącik dedykuję najwspanialszemu ksiązkowemu humorycie, filozofowi i lingwiście jakiego znam! Zauważyłem na tym forum kilku miłośników prozy wyżej wymienionego. Więc zapraszam do dyskusji! Od którego tomu zaczęła sie wasz przygoda z Terrym?

Który jest waszym ulubionym? Co ostatnio czytaliście? I kto jest waszym ulubionym autorem i dlaczego T. Pratchett?:jezyk:


Yo! Praczet rządzi!!! Zacząłem od Koloru Magii i ten tom ze Świata Dysku podoba mi się najbardziej (a zaraz po nim Blask Fantastyczny). A najlepszą jego książką, którą w ogóle czytałem jest Dysk.
Ja zaczalem troche nie pokolej od Panów i Dam i jak narazie z tego co czytalem, najbardziej mi lezaly Ciekawe Czasy. Zreszta wszystko ze Swiata Dysq co mi wpadlo w rece bylo, delikatnie mowiac, wspaniale.
A ja ostatnio dzięki mojej cudownej przyjaciółce

(Aguś, KOCIAM CIĘ!!!:inlove: ), która zmobilizowała jeszcze dwie bliskie mi osoby (Gosiu, Lejku - RESPECT!) do zrzuty na upominek urodzinowy dla mnie miałem okazję przeczytać "Ostatniego Bohatera". Piękny album w twardej oprawie, bogato ilustrowany przez Paula Kidby'ego (Grafikę ze Śmiercią na koniu, chyba sobie odbiję i powieszę na ścianie). A i treści nie mam nic do zarzucenia. Powiem więcej to jedna z lepszych powieści Pratchetta z tego cyklu. POjawiają się bohaterowie z innych tomów, jak zwykle wiele nawiązań i "easterów" i jak zawsze szczypta filozofii i refleksji zmuszająca czytelnika do przemysleń.

Ale moim ulubionym tomem wciąż pozostaje "Kosiarz". Czytałem ją już wielokrtotnie, tak w wersji polaskiej jak i w oryginale (Polecam! Dopiero w angielskiej wersji tekst ukazuje całą swą wartość!) i wciąż mnie zadziwia. Kurzczę! Niby książka komediowa, a to melancholijne zakończenie, te refleksje.... Nie wie, jak pan Terrence to robi, ale pod płaszczykiem komedii zawsze udaje mu się przemycić coś znacznie głębszego.


Pratchetta zaczalem czytac.... tydzien temu Jak na razie przeczytalem 4 ksiazki - Czarodzicielstwo, Ciekawe Czasy. Straz Straz i Morta ;D

Pisarz ma naprade talent. Niektore pomysly sa naprawde niezle, a same watki i postacie (Smierc czy "szansa jeden na milion, ze sie uda" ) sa naprawde genialne.

Moze jutro uda mi sie od kolegi wyrwac jeszcze jeden tom...
Moze jutro uda mi sie od kolegi wyrwac jeszcze jeden tom...

to przy okazji zapodaj mi Straz! Straz!, choc wiem, iż jest no to szansa jedna na milion, ale moze sie udac!

Zycze wszystkim kaca wywolanego winem z zeszlorocznych winogron.
A teraz hicior!!!:jump:

Większość dzieł Pratchetta jako txt w serii klasyków !

Zapraszam do ściągania!

link:

http://ice.prohosting.com/cybersoc/pratchett.html
Wolv, wielkie, serdeczne dzięki za ten link.

Pozostaje pytanie, czy moja znajomosc angielskiego pozwoli na zrozumiala lekture
Nom... calkiem ciekawe... choc najpierw i tak musze przecyztac polskie wersje tych ksiazek
Ale tytuł...

Moje ulubione części to te w których wystepuję Rincewind... "Nieważne dokąd.... ważne przed czym się ucieka"

W epoce szalejacych 'karków' to z tych słów przebija wielka madrośc
A która postać wam się najbardziej podoba? Moimi faworytami są (kolejność przypadkowa):

Lord Vetinari

Nadrektor Ridcully

Bibliotekarz

Śmierć

Bagaż

Angua (a mozę pomyliłem imię... no, ta kobieta-wilkołak)

No i Gaspode - gadający pies.

No i uwielbiam wszelkie Gildie, z zabójcami na czele - za wyjątkiem Gildii Błaznów (bo to jest cholernie smutna) oraz oczywiscie UU (Unseen University).

Tak BTW - to ta książka kopie tyłek w oryginalnej wersji jezykowej. Z tytułów nie wydanych po polsku polecam The Truth (Dowcip polega na tym, że ksiażka jest o gazecie o takim tytule ) czy The Last Continent.
QUOTE Gerard Heime napisał(a)

Tak BTW - to ta książka kopie tyłek w oryginalnej wersji jezykowej.

Tłumaczenie Piotra W. Cholewy też jest zrobione z niezłym jajem.. dzięki temu u mnie Discworld czyta cała rodzina

Rządzą: lord Vetinari, niania Ogg i Rincewind. Rincewind przez walkower, oczywiscie. Specjalna nagroda publiczności za ekspresję dla Bagażu.

BTW: Wiecie , że lord Vetinari ma 1-sze imie ? Poza tym ma jeszcze ciekawy stosunek do muzyki.
Pratchett jest boski ^^; Rincewind to moj ulubieniec bo jest glupszy ode mnie he he he, no i Smierc, TAKIE JEST MOJE ZDANIE.

A najlepszy cytat to opis jakiegos goscia (ktorego juz nie pamietam): "czlowiek, ktory rzuca skarpetkami o sciane i zaklada te, ktore sie nie przylepia".
ona naprawde sie nazywa Angua

Vetinari (patrycjusz) nazywa sie Havelock

A najlepsza postacia wg mnie są:

Ridcully, bibliotekarz, Didactylos i Pimpuś

---[edit]

ulubiony cytat : (nie sa dokladne bo pisze z glowy - chodzi o sens)

-'Jest za wladza w rekach ludu, on juz jest czlowiekiem, reszcie duzo brakuje'

-'nie mozna sie zgubic, wiesz dokladnie gdzie jestes, gorzej z umiejscowieniem tego wobec calej reszty swiata'
"Chaos always wins - it's just better organised"
Didactylos wymiata Jak myślicie, czemu taka a nie inna sonda jest u mnie na www ?

QUOTE Gerard Heime napisał(a)

\"Chaos always wins - it's just better organised\"

Przez długi czas byłem przekonany, że problem strzały i żółwia to wymysł praczetowski

"I. Nie Będziesz Spożywał Mięsa Żółwi"

"II. Będziesz Sadził Grządki Sałaty"

"III. Będziesz Wykuwał Niższe Stopnie"

:jump: :smoke: :inlove:
"Nothing is imposible for the Great God Ohm"

"Try striking a match on a jelly, mister!" - Great God Ohm

Tak wogóle to Pratchett świetnie wykombinował z tekstami Ohma - każda jego wypowiedź to werset z Księgi Bruthy (czy jakoś tak; to było po angielsku i dawno temu )
Zapowiedź tego była juz wcześniej

"Zjeżdżaj stąd i zapomnij, że nas widziałeś, bo wpadniej w prawdziwe kłopoty, przyjacielu." Sierżant Aktar, rozdział 1, wers 1.

W ogóle udane są IMHO te książki, w których jest wyraźny motyw przewodni (teokracja, elfy, Chiny cesarskie )
Proszę proszę, jaki nagle wysyp dyskutantów;)

U mnie bezapelacyjnie i bezkonkurencyjnie: ŚMIERĆ!

dalej: Rincewind, Bibliotekarz, Niania Ogg i Bagaż
"Nawet żyrafę ze stołka, kiedy bieda... tylko jeża przelecieć się nie da!"

Może ktoś zna całość lub spróbuje zrekonstruować? Wiem, ze było cos o łabędziu...

Co do motywu przewodniego - czy jakaś ksiazka Pratchetta nie ma czegoś takiego? Jeszcze zalezy, co rozumiesz jako motyw przewodni...
Nooo.... nie wiem... "Reaper man" moze ? Aaaaalbo...... "Equal Rites"? Niby jest, ale jakby go nie było. Więcej o problemach piękniejszej płci Swiata Dysku dowiedziałem się z "Wyrd Sisters" i "Witches Abroad"

Co do "Hedgehog Song" ... podobno ktoś wysłał Terry'emu kompletne dzieło ...
Widzisz Gerardzie, ta piosenka należy do grona utwórów, które nie przestają się rozwijać i wciąż powstają do nich nowe zwrotki. Więc trudno mówić o jakiejś całości. Ale chętnoe wrzucę tu kilka co ciekawszych zwrotek, a jeśli chcecie więcej, nic prostszego - wklepcie w Google "Hedgehog song"

You can bugger the bear, if you do it with care,

in the winter, when he is asleep in his lair,

Though I would not advise it in spring or in fall--

but the hedgehog can never be buggered at all.

You can bugger the ox (if you stand on a box)

And vulpologists say you can bugger the fox,

You can bugger the shrew, though it's awfully small--

but the hedgehog can never be buggered at all.

You can bugger the cat if it isn't to fat

You can bugger the rabbit you draw from your hat

You can bugger the shark that you've chased in your yawl--

but the hedgehog can never be buggered at all.

You can bugger a whale if you're willing to swim

or an ORanguTAN if you hang from a limb;

or make time with a snail if you slow to a crawl

but the hedgehog can never be buggered at all!

If you're that kind of fool, and you have a long tool,

Do it with a giraffe, if you stand on a stool,

Catch a yeti, who lives in the snows of Nepal--

but the hedgehog can never be buggered at all.

You can bugger the cow (I will not tell you how),

Or the boar, or the piglet, the shoat or the sow,

You can bugger the ass as it stands in the stall--

But the hedgehog can never be buggered at all.

You can bugger the seal, you can bugger the eel,

You can bugger the crab, though they say it can't feel,

You can bugger the bat as the night casts its pall,

But the hedgehog can never be buggered at all.

The humans are out, if you value your life:

it's incest, my son, since we're relatives all...

unless you'd make love to your very own wife!

But the hedgehog can never be buggered at all.
Polska wersja jest lepsza. Dlaczego? Bo jest bardziej dosadna Mogę sobie bez problemu wyobrazić bande ochlejusów śpiewajacą ta piosenkę w karczmie, ale tylko w wersji polskiej
Trzeba bedzie sie doszukac po ksiazkach polskich tekstow.... albo przetlumaczyc.
No cóż, ja jestem zwolennikiem wersji oryginalnych i nie przpadam za wszelkimi polonizacjami, ale jak sobie księżniczki życzą

http://www.pg.gda.pl/~mjasina/settler/jez.html

QUOTE Gerard Heime napisał(a)

\"Nawet żyrafę ze stołka, kiedy bieda... tylko jeża przelecieć się nie da!\"

Może ktoś zna całość lub spróbuje zrekonstruować? Wiem, ze było cos o łabędziu...


A tak w ogole, przeciez Sapkowski w swojej pięciologii czworologii czy czym tam "Wiedzmin" jest, tez przytaczal piosenke o jezu... Kto po kim sciaga, kto kogo nasladuje?! Na te i inne pytania...
Na początku czerwca Terry wizytuje Polskę, oto program:

Program Spotkań:

- 1 czerwca (wtorek) - Warszawa

- 11.30 - 12.30 Wirtualna Polska - czat

- 17.00 - 17.45 Konferencja prasowa, EMPiK Junior, ul. Marszałkowska 116/124,

- 17.45 - 18.45 Spotkanie z czytelnikami, EMPiK Junior, ul. Marszałkowska 116/124

- 2 czerwca (środa) - Kraków

- 13.30 - 14.30 Spotkanie w siedzibie British Council, Rynek Główny 26/Wiślna 2

- 16.30 - 18.00 Spotkanie z czytelnikami, EMPiK, Rynek Główny 5 ,

- 3 czerwca (czwartek) - Poznań

- 13.00 - Spotkanie z czytelnikami, Biblioteka Brytyjska Uniwersytetu A. Mickiewicza, ul. Ratajczaka 39,

- 16.00 - 17.30 - Spotkanie z czytelnikami, EMPiK, ul. Ratajczaka 44,

- 18.00 - 19.00 - Spotkanie z czytelnikami, księgarnia Bookarest, ul. Półwiejska 42, Stary Browar ,

- 4 czerwca (piątek) - Warszawa

- 12.00 - 13.00 Konferencja prasowa, aula Politechniki, pl. Politechniki 1,

- 13.00 - 14.30 Spotkanie z czytelnikami, aula Politechniki, pl. Politechniki 1.

Wszystkie spotkania oraz konferencje, zamieszczone w planie wizyty autora, mają charakter otwarty.


To kto mnie przenocuje?
Dlaczego nie we Wrocławiuuuuuuu!!!!!!!! B.U.C z niego... tyle

Do tej pory nie przeczytałem tylko (z cyklu) Nauki Świata Dysku, bo mi jakoś zawsze uciekała kiedy miałem pieniądze...

A tak wogóle to pan Cholewa najlepszy tłumaczem fantastyki jest i basta. Ale owszem warto czytać także oryginały ze względu na nieprzetłumaczalne żart słowne.
Pytanie raczej powinno brzmiec: Czego nie w Pulawach??

My kcemy Praczeta w kazdej polskiej wsi!!!
gorrrrąco polecam "Na glinianych nogach", najnowszą część przygód Straży A-M.

Pratchett we wspaniałej formie. Książka łyknięta w dwa dni w towarzystwie wybuchów śmiechu.
Umm... dobra jest to fakt...

ale az dwa dni? ja przeczytalem w kilka godzin...
QUOTE Abadon napisał

Umm... dobra jest to fakt...

ale az dwa dni? ja przeczytalem w kilka godzin...


Może An miała na myśli: od wieczora do drugiej w nocy?
Nie podsluchuj;)

Tak serio, to jak zaczalem, to nie moglem sie oderwac (jak zawsze w przypadku Pratchetta), wiec czytalem, poki bylo co:)
Świetna opowieść! Pratchett w najwyższej formie. Nie wyprzedziła co prawda "Kosiarza" w moim rankingu ale jest w ścisłej czołówce. Fascynujące jak T.P. potrafi wpleść w każdą swoją, jak by nie było humorystyczną historię elementy, które skłaniają do bynajmniej nie humorystycznej refleksji. Tym razem pojawia się problem poruszany już m.in. w "Bladerunnerze" i GITSie, czyli: gdzie przebiega granica między człowiekiem a maszyną? Najbardziej wzruszyła mnie i wyryła mi się w pamięci scena, w której golem atakowany przez tłum zasłania się tabliczką, na której wypisał swoją cenę. Ktoś rozbija mu ją, on na kolanach próbuje poskładać jej kawałeczki. Niszcząc tabliczkę odebrali mu praktycznie mowę, zabrali przy tym jedyną rzecz, która była naprawdę jego i była jego nieodłączną cześcią. Ten biedak na kolanach autentycznie mnie rozczulił.

A wracając do głównego zagadnienia: Czy tak zachowuje się bezduszna maszyna? Czy bezduszne maszyny próbują stworzyć swego potomka i dać mu jak najwięcej?
Abadon - uh, wiesz, teoretycznie to ja powinnam siedziec tylko nad materialami w jezyku angielskim. fakt ze ta czesc jest w miare 'cienka' (w znaczeniu stronicowym) sprawil, iz moglam ją w ogole przeczytac przed egzaminami. fakt iz mam duze zaleglosci w nauce do szybkiego nadrobienia sprawil, ze czytalam ksiazke 2 dni ;]

Silencer - no, najczesciej wlasnie tak jest z dobrymi ksiazkami ;]

Wolv - owszem, to o czym mowisz bylo swietne.

najbardziej usmialam sie przy "Cudo Tyleczek, moj ojciec byl Wesoly", choc szczerze powiedziawszy, nie jestem pewna ;]

jedno co mi sie rzucilo bardzo w oczy, to refleksja Praczeta nad.. no wlasnie: "(...) W straży jest podobnie. Możesz być dowolnej płci, pod warunkiem że zachowujesz się po męsku. (i dalej dalej...)"

zupelnie jakbym czytala o takich teamach jak BoB ;] znaczy, Praczet glosi prawdy uniwersalne ;]
-PUFF!- Troszkę się ten temat przykurzył. <khe khe khe>
Mini recenzji ciąg dalszy.
Właśnie skończyłem lekturę "Zadziwiającego Maurycego i jego uczonych szczurów". Musze przyznać, że zrobiła na mnie duże wrażenie. Przede wszystkim fabuła jest nieco "obok" głównego nurtu Świata Dysku. To znaczy akcja toczy się w ŚD, ale nie pojawiają się tam żadne typowo dyskowe postacie <oczywiście oprócz Śmierci, obraziłbym się gdyby go zabrakło>, a wydarzenia nie mają miejsca w żadnym z większych "dyskowych" miast. Po drugie książka wydaje mi się nieco "spokojniejsza". Nieco mniej w niej słowotwórczych fajerwerków i żartów sytuacyjnych, a więcej refleksji i ubranej w komediowe ciuszki mądrości. Pod tym względem przypomina mi trochę mojego ulubionego "Kosiarza". Moze dlatego tak mi się podoba. No i jednym z głównych bohaterów jest kot, a ja od dwóch lat nie mogę się zdecydować, czy najbardziej lubię koty, czy wilki <w tej chwili zdecydowanie koty >. Akcja obraca się wokół legendy o szczurołapie, ale główną rolę grają w niej właśnie tytułowe szczury. A ponieważ rzeczone szczury weszły w kontakt z odpadkami z Niewidocznego Uniwersytetu, a kot Maurycy "wszedł w kontakt" z jednym ze szczurów <wciąż ma z tego powodu wyrzuty sumienia, ale od tej pory twardo trzyma się zasady, że jeżeli zdobycz przed pożarciem przemówi - jest bezpieczna>, nietrudno przewidzieć, że nie będą to zwykłe szczury i zwykły kot. Jeśli chodzi o zawartą między wierszami "poważną" tematykę, Terry ponownie zahacza o kwestię uprzedzeń i stereotypów. Zwraca też uwagę na to, że w gruncie rzeczy największym <i najokrutniejszym> szkodnikiem jest człowiek. Jako militaryście nie mogły mi się też niespodobać iście komandoskie akcje w wykonaniu szczurzych plutonów <specjalizacje poszczególnych grup: rozbrajanie pułapek, wykrywanie i zabezpieczanie trucizn, zostawianie odchodów, ogólne szerzenie dywersji w postaci biegania i popiskiwania>.
Warto zauważyć, że nawet forma, w jakiej wydana jest książka, jest nieco odmienna od tego, do czego przyzwyczaił na "Prószyński i S-ka". Twarda okładka, wyraźny podział na numerowane rozdziały, brak słoni <w zamian na każdej stronie mamy głowy kotów i myszy>. Jest nawet posłowie autorstwa Pratchetta.
Jeśli chodzi o zabawę słowami T.P. nadal w najwyższej formie <choć, jak wspomniałem, jest tego trochę mniej>. Jeden z moich osobistych faworytów to dowód, że czasami może istnieć większa i mniejsza połowa
No i "last, but not least" - schemat został przełamany! Wreszcie komuś udało się wymknąć Śmierci <a konkretnie nawet dwóm "komusiom", ale jeden jest kotem, więc to zrozumiałe>! Okazuje się, że poczciwy Kostuszek podchodzi do sprawy czysto matematycznie <po szczegóły zapraszam do lektury, choć co sprytniejsi pewnie już się domyślili>.

Jednym słowem: POLECAM! POLECAM! POLECAM! <no dobra, to trzy słowa>

A teraz zabieram się za "Ciekawe Czasy" i już ostrzę ząbki i pazurki <i szykuję kasę > na "Wiedźmikołaja" <jeśli się nie mylę, znów historia ściśle powiązana ze Śmiercią, czyli to co Wolviki lubią najbardziej >

Swoją drogą Empikowe Pratchett-zgrzewki to chyba najlepszy pomysł od czasu automatycznej szczoteczki do zębów. Zamiast płacić 30 zł za jeden tomik mam dwa w cenie 40 zł.
Heh ja nawet starego zarazilem Pratchettomania

Przeczytal juz nastepujace pozycje: "Kolor magii", "Blask fantastyczny", "Rownoumagicznienie" i "Mort"

Calkiem niezle sie wkrecil...
"Wiedzmikolaja" skonczylam dwa dni temu. polecam. tlumaczenie swietne. texty niezgorsze jesli chodzi o poziom. no i jest prawda objawiona w pewnym momencie, gdy mowia o pewnej "Angie" :]
przez prachetta moje dzieci beda wychowywane jeszcze dziwniej niz by sie na to zapowiadac mialo.
dzikie swinie ukazaly swa wyzszosc nad reniferrami.
Na swieta dostalem od cioci Ostatniego Bohatera. Nie moglem przez to spac bo tak sie brechtalem
W domu trzymam Morta ktorego czytalem z 1000 razy...
Kosiarz rozwniez genialny (SMIERC RZADZI!!! )
Bardzo lubie Wyprawe Czarownic. Brecht gleboki jak zawsze:]
Szkoda tylko ze w ksiegarni przeczytalem juz wszystkie jakie byly
Wlasnie koncze Maskarade...
Nadal wysoki poziom ale mial TP pare lepszych ksiazek:)

Jak czytalem o Jablkowniku przepalajacym tace to od razu pomyslalem o miksturze z wanny;)
A ja ostrzę ząbki na "Terminarz <zreformowanych> wampirów Świata Dysku". Przez cały 2004 towarzyszył mi "Terminarz Gildii Złodziei" i wierzę, że nastepca będzie przynajmniej równie wartościowy. <I wiem już, mniej więcej, co znaczy "Gamznij na sikor, zbełknął kurant". Choć wcale mi nie pomogła wskazówka, że to sikor z brudnym pyskiem >
No i pojawiła się kolejna pozycja<A ja wciąż nie mam jeszcze "Wiedźmikołaja" > Nosi tytuł "Wolni Ciutludzie" i jest przeznaczona dla nieco młodszych odbiorców niż zwykle. Przynajmniej oficjalnie, bo działa tu podobny mechanizm, jak np. w przypadku "Shreka", czyli dorośli będą się śmiali z nieco innych rzeczy, ale będą się bawić nie gorzej niż młodzi czytelnicy. Historia opiera się na dość sztampowym szkielecie. Historia, podobnie jak "Zadziwiający Maurycy i jego uczone szczury", co prawda dzieje się w realiach Świata Dysku, ale nie należy do żadnego z cykli. Główna bohaterka, Akwila Dokuczliwa, ma zadatki na niezłą czarownicę. Jednak w danej chwili jej życie absorbuje młodszy braciszek, którym musi się opiekować. Pewnego dnia braciszka atakuje potwór. Za pomocą odpowiednio dobranej patelni Akwila rozprawia się ze stworem i od tego momentu zaczyna dostrzegać dziwne, małe istotki zwące się Wolnymi Ciutludźmi, lub Fig Mig Figlami <które tylko w ogólnych zarysach przypominają krasnoludki, a zdecydowanie nie wykazują się ich dobrotliwością>. Wraz z ciutludźmi, dziewczynka będzie musiała wyruszyć do krainy Złej Królowej, by ocalić braciszka, a przy okazji uwalnić świat od zła.
Utrata członka rodziny, podróż pełna niebezpieczeństw by go uratować, walka z Wielkim Złem, krasnoludki, magia. Standard. Ale założę się, że Pratchett przekona mnie, że się mylę i pokaże mi zupełnie niestandardowe podejście
Z recenzji wynika, że jako pozycja przeznaczona dla młodszych odbiorców, książka nie zawiera tylu typowych dla Terry'ego egzystencjalnych przemyśleń, co zwykle <choć zdarzają się>.
Ale największa nowością dla polskiego czytelnika jest wieść, iż tłumaczeniem nie zajął się, jak zwykle Piotr Cholewa, a pani Dorota Malinowska-Grupińska. Cóż, poprzeczkę miałą ustawioną wysoko, zobaczymy jak sobie z nią poradziła.

Oto strona wydawcy z okładką: http://www.proszynski.pl/asp/fiszka.asp?ks...ksiazka_id=3840

EDIT: Tak patrzę sobie na tą okładkę i jestem coraz bardziej przekonany, że znajdę tam nawiązania do, jakże przeze mnie lubianych <Braveheart rządzi!>, Szkotów
Hmm okladka jakas taka dziwna...nie taka groteskowa do jakiej bylem zawsze przyzwyczajony
O. mówicie o Pratchecie czytałam, czytałam .... kumpel mi nawet na urodziny podarował terminarz gildii błaznów świata dysku, zajefajne szkcie tam są
No i stało się! Przeczytałem tomik, który zrzucił z piedestału mojego ulubionego "Kosiarza". Jest nim "Wiedźmikołaj". Tak więc historię o Śmierci, zastępuje historia o ... Śmierci Ale tutaj mam jeszcze więcej tego, co tak uwielbiałem w "Kosiarzu" - refleksyjnej analizy ludzkiej natury, rozczulającej nieporadności Kostuszka, który wszystko rozumie zbyt dosłownie, cynizmu Alberta, WIELKICH LITER i całej otoczki, która zawsze wiąże się z dziadkiem Susan.
Poza tym mamy tu domieszkę bohaterów z innych cyklów: magów <niestety bez Rincewinda>, straż miejską. Zabrakło tylko wiedźm <co w historii o Nocy Strzeżenia Wiedźm jest dość dziwne>.

Koncepcja Śmierci jako Świętego Mikołaja jest genialna! Wreszcie dzieciaki dostają naprawdę takie prezenty, o jakich marzą <i nie tylko dzieciaki>. A przy okazji zostaje przemycona mądrość mówiąca, że nie zawsze to, co chcemy komuś dać jest tym, czego on naprawdę pragnie. U Śmierci zaś, przesympatyczne jest to, że on naprawdę jest gotów dać wszystkim to, czego naprawdę chcą. Zupełnie bezinteresownie! I naprawdę podoba mu się to zajęcie. Po raz pierwszy ktoś oczekuje spotkania z nim i po raz pierwszy może dawać radość, a nie wieczny odpoczynek...

No i nareszcie spotkały się dwa najlogiczniejsze umysły Świata Dysku! To Śmierć powinien być właścicielem Hexa! Spójrzcie jak oni się świetnie dogadują!

Poza tym twierdzę, że Kostuszek używa Kosy Świetlnej! W książce pojawiają się takie elementy opisu ostrza jak "otoczone niebieską poświatą", "buczy", "przecina wszystko". Jest też wzmianka o tym, że ostrze kosy wysuwa się po naciśnięciu guzika! To nie Śmierć, to Obi-Death Kenobi

Bardzo ciekawy, z psycholgicznego punktu widzenia, jest też wątek powracających lęków z dzieciństwa bandziorów. Momentami robi się z powieści mini-horrorek. No i okazuje się, że Strach naprawdę ma wielkie oczy A Herr-Bat-Ka to chyba najwredniejsza postać, jaka pojawiła się dotąd w Świecie Dysku. Zły od swego kryształowego oka, aż po najgłębsze czeluście czarnego serca...

Warto też wspomnieć całe zamieszanie na Niewidocznym Uniwerku. Scenki z pojawiającymi się nowymi "duszkami opiekuńczymi" oraz sceny z O-bogiem Kaca <to raczej przy okazji wątku Susan, ale na Uniwerek też docierają> uważam za najzabawniejsze w całej książce!

Momentami <prawie> płakałem ze śmiechu, momentami ze smutku...

Ale Susan mnie drażniła. Ta jej postawa "zostawcie mnie wszyscy w spokoju, nie chcę mieć z tym nic wspólnego" po pewnym czasie robi się nużąca...

I cóż ja mogę powiedzieć o książce, która w ciągu 7 godzin <tyle mi zajęła lektura> władowała mi się na sam szczyt Dyskowej listy przebojów? POLECAM! POLECAM! POLECAM!
Ile toto kosztuje?
Zreszta nie kupilem ksiazki chyba od 100 lat Wszystko mam z bibliotek albo siedzenia po empikach...brak kasy
A ja dostalem "Wiedzmikolaja" od Mikolaja pod choinke
Zabawne, właśnie jestem w połowie WIEDŹMIKOŁAJA. Ale moim ulubionym prachettem pzostaje (głównie ze względu na głębię płynącą z tej książki) Pomniejsze bóstwa - naprawdę polecam.

Przy okazji ogłaszam konkurs, do wygrania jest NIC, dla fanow prachetta: skąd pochodzi mój ulubiony cytat:

- Och nie.. - powiedział karczmarz
ALEŻ TAK oparł śmierć

Naprawdę zabawny moment. HO. HO. HO.
Kolor magii
And we've got a winner! Nagroda do odebrania z wnętrza głowy pan Lepera*

_________________
* wszelkie podobienstwo przypadkowe ;)
To ja juz wole toNIC
Na wstępie zaznaczę, że nie jestem wiernym czytelnikiem cyklu o Świecie Dysku, mam na koncie dopiero kilka zjedzonych książek, więc moja ocena „Wiedźmikołaja” może być mało profesjonalna. Ale obiecuję się poprawić – mam kumpla, który zobowiązał się mi dostarczyć wszystkie punkty z listy.

Po pierwsze w książce najbardziej rzuca się w oczy fakt, że Śmierć gra wreszcie postać pierwszoplanową. To jest po prostu spełnieniem marzeń dla wielbicieli tego poczciwca „przy kości” * , który zawsze dotąd się pojawiał, rzucał kilka zabawnych zdań (w tym przytoczone we wcześniejszym poście, moje ulubione) i znikał wraz z ostatnim oddechem nieszczęśnika. Tu natomiast mamy go pod dostatkiem: zagłębiamy się w charakter, poznajemy przyzwyczajenia i światopogląd, wady i zalety. Staje się bliższy czytelnikowi. Wszystkie informacje o nim, jakie były wcześniej porozrzucane po tomach „Świata Dysku”, teraz zostały zebrane do kupy i przedstawione na tle historii ciekawej, aczkolwiek trzeba przyznać, że już nieco wyeksploatowanej.

Moja pierwsza – i jak na razie jedyna - uwaga do książki – fabuła. Choć nigdy nie doszukiwałem się w dziełach Pratchetta akcji czy świetnie zachowanego ciągu przyczynowo-skutkowego

(Zdecydowanie bardziej opłacalne jest intensywne filtrowanie - wyłapywanie nawiązań, czasem szyderstw**, gier słownych oraz tego najważniejszego, czyli złotych myśli. Zauważyłem bowiem - oczywiście nie tylko ja, bo to powinno być oczywiste - że każda książka z cyklu zbudowana jest jako „kokon” wokół jednej, choć czasem nawet paru, perełek - porad na życie, w celu łatwiejszego przyswojenia ich sobie. Myśli te, które wypisane gdzie indziej nic by nam nie przekazywały – a otoczone w atrakcyjną formę humorystycznej książki, będącej zwierciadłem na rzeczywisty świat – są wręcz rozchwytywane, skłaniają mnie za każdym razem do głębszej zadumy nad zmierzającym do wojny nuklearnej światem :/ . Dzieje się tak dlatego, że do każdej przedstawianej tezy Pratchett daje nam sytuację, w której mogła by ona mieć miejsce – na przykład [bez przykładu bo zdradzę fabułę ;) ] i to nieograniczoną żadnymi konwencjami – pierwotny czyn zostaje posunięty w konsekwencjach do daleko sięgających, irracjonalnych skutków i ukazuje „w praniu” głupotę/mądrość rozważanej tezy.)

, to jednak kilka scen jest, moim zdaniem, wtrąconych nieco na siłę i bez konkretnego uzasadnienia (vide końcowa scena pościgu dzika przez psy – ni z gruszki, ni z pietruszki, jak mawia babcia). Ale wiele książka na tym nie traci. Była by może tylko trochę spójniejsza.

Oprócz Śmierci, jego rodziny i pomocników, mamy też całe bogactwo nowych postaci, od kalekich bogów do niepotrzebnych nikomu wróżek i gnomów, które nie tylko ubarwiają świat, ale także - a to już nagroda dla cierpliwych czytaczy – stanowią Pratchettowskie wyjaśnienie ludzkich zachowań – gwoli ścisłości – znajduje się ono na tej samej stronie, z której pochodzi moja subskrypcja.

Książka należy do tych, po których przeczytaniu świat choć na chwilę staje się lepszy i to jest chyba celem dążeń każdego pisarza.. Aczkolwiek na mojej osobistej liście wciąż "number one" pozostają "Pomniejsze Bóstwa".

____________________________
* tutaj sformułowanie nabiera nowego znaczenia :)
** „i śmiech niekiedy może być nauką, jeśli się z przywar, nie osób natrząsa”

edit - dowiedziałem się właśnie, że o Śmierci były już 3 książki. Nie czytałem ich i mam nadzieję, że nikogo nie obraziłem moja recenzją :)
Wlasciwie to Smierc wystepuje w kazdej ksiazce ze Swiata Dysku. Tylko czesto jedynie w epizodach lub incognito jak np. na balu w "Wyprawie czarownic"
I w dodatku za wszystko trzeba placic. Tylko smierc mozna dostac za darmo.
Za obola w sumie ;)
Co jest?
Nikt juz nie ma nic ciekawego do powiedzewnia?
Boicie sie Kwizycji czy co? Vorbis nic nikomu nie zrobi...
LOL - to mi przypomina, ze musze wziac od Wajusia "Ciekawe czasy" - niedlugo komentarz:) (jak zwykle krotki;))
Ja tam teraz czytam "Pomniejsze bostwa"
Nie wiem czy bedzie mi sie chcialo...

Ale jedno moge powiedziec - bardzo mi sie podoba
Ciekawe czasy...

Musze powiedziec, ze... zawiodlem sie... pierwszy raz...

Rincewind... "zmadrzal"...

Cohen barbarzynca (zawsze kojazylo mi sie to z Conanem barbarzynca..) nagle stal sie Dzyngis Cohenem...

Srebrna Orda... ciekawy pomysl, ale to ich uczlowieczanie takie jakies... naciagane jakby...

Nie powiem - fajna ksiazka... ale nie jako czesc serii...
Ja teraz koncze czytac "Warstwy wrzechswiata" - Calkiem fajne, opowiada o Kin -pracownicy Kompanii, ktora "produkuje" na zamowienie planety i pewnego razu dowiaduje sie o istnieniu plaskiego swiata.
Przeczytałem "Ciekawe czasy", "Zbrojnych" oraz "Panowie i Damy" a teraz jestem w trakcie "Pomniejszych bóstw".
Trochę się zawiodłem na tym ostatnim gdyż nie ma w nim znajomych bohaterów. Przez pierwsze 50 stron nawet Śmierci nie ma, nie wiem jak dalej

Ciekawe czasy - fajne, jednak o niebo lepszy był "Ostatni bohater".
Zbrojni - powrót Gaspoda i jego teksty "Hau Hau herfatnik" Ogólnie miły kryminalny klimacik.
Panowie i Damy - Babcia Weatherwax i Niania Ogg strikes again No nie powiem były momenty gdzie lałem ze śmiechu zwłaszcza przy akcjach z Greebem Niepodobały mi się tylko fragmenty nudnych rozmów członków Lancrańskiego Zespołu Tańca Morrisa.
Pomiejsze bóstwa są bardzo fajne ale jak dotąd nic nie zastąpi mi "Ruchomych obrazków"
Qrde, a mi sie wlasnie "Ruchome obrazki" nie podobaly zbytnio. Ale tak juz jest wszystkim nie dogodzisz.
A czytał ktoś dobry omen? to nie jest z cyklu świat dysku ale moim zdaniem rewelacja, ciekawe komu ja to pożyczyłam....
"Dobrego Omenu" niestety jeszcze nie czytalem ale:

Dla osob, ktore przeczytaly juz conajmniej polowe ksiazek z serii "Swiata Dysku" (i znaja wiekszosc bohaterow) polecam obejrzenie albumu "sztuka Swiata Dysku"

Po prostu bomba! Swietne rysunki (zwlaszcza Smierc, Bibliotekarz i Rincewind)
Na litość! Od pół roku nikt tu nie był! Kurz zaczął już rozwijać własną cywilizację, a pająki weszły na etap badań nad fizyką kwantową!

Ech, wstyd się przyznać, ale nie pamiętam już dokładnie wszystkich pratchettyzmów, który w tym okresie przeczytałem. Więc ograniczę się do tych, o których troszkę jeszcze napisać mogę.

Poczynając od najświeższych:

Carpe Jugulum - przed chwilą skończyłem czytać. Chyba najlepsza powieść z wiedźmiego cyklu. Wampiry dominują Lancre, w dodatku nauczyły się ignorować czynniki, które dotychczas były dla nich zabójcze. Babcia Weatherwax przechodzi na ciemną stronę, Niania Ogg musi porzucić rolę beztroskiej mateczki, Magrat zaś, godzić macierzyństwo z czarowaniem. Z kolei Agness Nitt, nowy nabytek w wiedźmim trio, ma problemy ze swoimi dwiema osobowościami <choć momentami jest to zbawienne>. W dodatku Wielce Oates właśnie rozpoczyna swą kapłańską działalność w Lancre, którego mieszkańcy znają religię Oma <podejrzanie podobną do chrześcijaństwa > przede wszystkim z palenia na stosach i wyrzynania mieczem. No i są jeszcze Nac Mac Feegle...
Płynnie poprowadzona, wciągająca fabuła, kilka ciekawych zwrotów akcji <np. zweatherwaxowanie wampirów> i niezmiennie dobry, pratchettowski styl. A dla tych, którzy umieją patrzeć i czytać między wierszami: kilka błyskotliwych <i zaskakująco trafnych, przynajmniej w moim kontekście> spostrzeżeń na temat ludzkiej natury, rozważania <i trochę przytyków> na temat chrześcijaństwa, słów parę o macierzyństwie.
Jedynym, co nie przypadło mi do gustu, były Nac Mac Feegle. Chyba za bardzo polubiłem i przyzwyczaiłem się już do Fik Mik Figli z cyklu o Akwili. W przekładzie pani Malinowskiej-Grupińskiej są bardziej przystępne i sensowniejsze. Pan Cholewa <Oby Żył Wiecznie> stworzył im gwarę, będącą szokującą mieszanką gwary śląskiej, góralskiej i kilku innych, co, być może, bardziej odpowiada intencjom Pratchetta, ale sprawia, że wypowiedzi Nac Mac Feegli są często niezrozumiałe i irytujące. No i wolę, gdy Wodza Figli jest normalną <wg ich kryteriów> kobietą, a nie wielką baryła, która wizualnie przypomina boginie płodności z dawnych czasów, i która telepatycznie potrafi wydawać swoim podwładnym rozkazy. Jakoś nie pasuje mi do tych buńczucznych i niepoprawnych zabijaków, ta skrajna służalczość i pokora. Niemniej "Carpe Jugulum" polecam ze szczerego serca.

Kapelusz pełen nieba - Cykl o Akwili jest wyraźnie kierowany do młodszego odbiorcy. Mało więc w nim zawoalowanych przemyśleń, ukrytych pod płaszczykiem komedii poważnych problemów. Co nie znaczy, że nie czyta się go przyjemnie. Choćby ze względu na Fik Mik Figle - uroczą parodię Szkotów. Szczerze mówiąc, to przede wszystkim dla nich czytam tą serię - zadziorne, pyskate, kłótliwe, lubiące dobrze wypić i obić kilka gęb, niepokorne skrzaty, które jednocześnie potrafią być niesamowicie lojalne, odważne i szlachetne. No i trudno nie szanować ciutludka, który mieści się w dłoni, a jednak strzałem z główki potrafi zamroczyć konia.
Akwila będzie musiała się tym razem zmierzyć z samą sobą. A raczej z istotą, która wyzwala najmroczniejsze instynkty i pragnienia tkwiące w każdym z nas.
Wsprą ją w tym oczywiście Wolni Ciutludzie <albo Fik Mik Figle, albo Praludki, albo Te Przeklęte Skrzaty! > oraz Babcia Weatherwax. Napisałem, że mało w tym cyklu przemyśleń. Ale jednak są. Uważny czytelnik zwróci uwagę na rozważania o dobru i złu, tkwiących w każdej istocie, a także o tym, że niekiedy za tym, co postrzegamy jako czyste zło, kryje się zagubienie i cierpienie.
Osoby przyzywczajone do typowego stylu pisania historii ze Świata Dysku razić może nieco pewna infantylność niektórych rozwiązań. Babcia Weatherwax tańcząca <jako "pożyczony" rój pszczół, ale jednak> radośnie z Akwilą na słonecznej łące? No bez przesady!

Piąty Elefant - hmm... ta powieść nie zrobiła na mnie potężnego wrażenia. Co jest poniekąd dziwne... Jednym z jego głównych elementów są przecież wilkołaki. No i te kawałki z wilkołakami są niewątpliwie dobre. Te ze Śmiercią też, ale trudno o kawałek ze Śmiercią, który nie przypadłby mi do gustu. Ale reszta... raczej średnia. Brak mi tej iskry, tego lekkiego posmaku kryminału, który zazwyczaj unosił się historiach o Straży Miejskiej. Co jest o tyle przykre, że akcja dzieje się w Uberwaldzie, krainie wampirów i wilkołaków, czyli na terenie wręcz stworzonym dla odrobiny mroku. Nie wiem, może Vimes za bardzo jest ambasadorem, a za mało szefem straży... Cóż... historia nie jest zła, ale wydaje się niepełna, mogłaby być lepsza.

Ostatni Kontynent - dochodziłem już do wniosku, że potencjał historii o Rincewindzie się wyczerpał. Owszem, z geograficznego punktu widzenia są bardzo ciekawe. Różne narody i kraje oglądane przez pratchettowski pryzmat dają dużo przyjemności. Ale bohaterowie zaczynali już robić się nudni, szczególnie Rincewind. Jednak w "Ostatnim Kontynencie" Pratchett udowodnił, że wciąż jeszcze da się wycisnąć z tego konceptu trochę świeżości i stworzyć ciekawą historię. Przede wszystkim należy mu się gigantyczny plus za fenomenalną scenę, w której magowie tłumaczą pewnemu bogu koncepcję rozmnażania. Od dłuższego czasu korci mnie żeby przepisać ten fragment do "Let's talk about sex". Jest też sympatyczny easter egg dla braci postapokaliptycznej. Jednym z bohaterów <i towarzyszem Rince'a> jest krasnolud Mad - wojownik szos. Jeździ opancerzonym powozem, obiera się w nabijaną ćwiekami skórę, a tam, gdzie nie ma ćwieków nosi broń. Brzmi znajomo?
Rince tym razem ląduje w odpowiedniku Australii. A cała historia kręci się wokół pewnego zaginionego profesora. Reszty dowiedzcie się sami - warto!
Co do ostatniego kontynentu:

Dawno nie bylo ksiazki z moim ulubionym bohaterem w swiecie dysku (chociaz ciagle mam dylemat jezeli chodzi o SMIERC). Rincewind duzo podruzuje, magowie z Niewidocznego Uniwersytetu za nim, siedzi w wiezieniu z ktorego "nie da sie zwiac". Juz nie pamietam czy na kontynencie XXX spotkal tam odpowiednika Gardlo Sobie Podzynam Dibblera ale mimo wszystko bylo pelno zabawnych sytuacji i do pelni szczescia brakuje mi tylko Strazy Miejskiej

W miedzyczasie przeczytalem kilkanascie innych ksiazek i juz troche mi sie pomieszalo z kontynentem przeciwwagi, jednak post o Krasnoludzie - Wojowniku Szos pozwolil mi przypomniec sobie cala przygode.

Pratchetta chyba nie trzeba polecac nikomu, widac facet jeszcze sie nie zmeczyl

Niestetyż nie mialem szczescia poczytac ani jednej ksiazki o wiedzmach
Ostatnia jaka czytalem to stara ksiazka "Johnny i bomba", liczylem po tytule ze zapowiada sie znajomo (^^) a tu niespodziewajka. Fallouta nie bylo, za to bardzo udana ksiazka/ ksiazeczka na szybko ale nie niepowaznie (o dziwo przeczytalem cala ksiazke w pracy i klienci musieli mocno krzyczec by oderwac mnie od fotela , bym podszedl do baru ).
2 dni - tyle zajelo mi czytanie i pracowanie na przemian , bylem w lekkim shoku (ostatnio "mecze" Lux Perpetua juz kilka tygodni i jakos w ogole nie moge tego doczytac do konca, widac klimat do czytania nie odpowiedni )

Johnny i bomba moze nie jest opowiescia ze Swiata Dysku, dzieje sie na ziemi, glowny przenosi sie w czasie do czasow II wojny swiatowej, jednak przezywa tez przygody w swoich ciekawych (ale nie "ciekawych") czasach

Po przeczytaniu mialem ochote na wiecej Johnniego Maxwell'a i okazalo sie ze sa jeszcze 2 ksiazki: "Johnny i zmarli" i " Tylko Ty mozesz uratowac ludzkosc". Zrobie sobie w koncu liste ksiazek ktorych nie mam ( anie mam ich calkiem sporo) i poszukam na bazarach ksiazki, "koszykach", dworcach. Prattchet na kilogramy
No proszę, a ja gdzieś kiedyś zasłyszałem, że "Johnny" to najgorszy cykl Pratchetta. I jakoś trzymałem się od niego z dala. Przeczytałem trylogię Nomów <od tego zaczęła się moja przygoda z TP>, kilka "luźnych" powieści <np. "Dobry Omen", czy "Dywan"> i niemal wszystkie "Dyski" <chyba czterech nie...>, a Johnny'ego nadal nie znam... Mówisz, że dobry? Może jednak się skuszę...
sa gusta i gusciki, mi Nomy jakos w ogole nie podpasowaly, tzn czytalem tylko Ksiege Kopania i jakos nie moglem jej ugryzc. A co do ksiazek Prattcheta: nie ma kiepskich czy przecietnych. Sa bardzo dobre i (tylko) dobre
Czytałem i polecam "Tylko Ty mozesz uratowac ludzkosc" - coś dla graczy ;-)
Ja z początku podszedłem sceptycznie do tej książki, myśląc że to jakas bajka, ale jednak "Tylko Ty mozesz uratować ludzkość" okazało się całkiem fajną i zgrabnie napisaną powieścią. Polecam tym którzy chcą sie odprężyć przy czymś lekkim.
I tak oto zakończyłem wczoraj lekturę "The Truth", która dostępna jest już i w polskiej wersji, jako "Prawda".

Tym razem Terry bierze na warsztat kulisy powstawania dzienników, a także względność prawdy i jej podatność na manipulacje. Czyli bardzo moje tematy, więc dziwnym nie jest, że tomik ten uplasował się tuż obok "Wiedźmikołaja", "Kosiarza" i "Carpe Jugulum".

A wszystko zaczyna się od tego, że krasnoludy nauczyły się zamieniać ołów w złoto. Nie, nie w alchemicznym znaczeniu tej frazy. Wynalazły po prostu ruchomą prasę drukarską <z ołowianymi czcionkami>, co szybko zaczęło przynosić konkretne dochody, ale i wzbudziło liczne kontrowersje. Zwolennicy podziwiają elastyczność i szybkość tego rozwiązania. Tradycjonaliści z rezerwą patrzą na tą swobodę edycyjną. W końcu słowo wyryte w drewnianej prasie pozostaje tym słowem przez cały czas, a takie luźne litery są niebezpieczne - nigdy nie wiadomo, co z nich powstanie. No i jak to będzie wyglądało, gdy tych samych liter, z których przed chwilą układano religijne psalmy, użyje się do stworzenia, np. przepisu kulinarnego?

Rola głównego bohatera przypada Williamowi de Worde - zubożałemu na życzenie szlachcicowi, któremu niespodziewanie przytrafia się awans na rednacza Timesa - pierwszego ankhmorporskiego dziennika, wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza, które się z tą posadą wiąże. A na inwentarz ten przypadają między innymi: niezadowolona <mówimy o niezadowoleniu z gatunku wizyt nieprzyjemnie wyglądających trolli> z konkurencji gildia grawerów, współpraca z gazeciarzami pokrzykującymi o tysiącletnich wskazówkach i krewetkach, zreformowany wampir-fotograf z samobójczą fascynacją światłem, rywalizacja z periodykiem opisującym porawania przez wielkie, srebrne talerze, a przede wszystkim facet, który upiera się by publikować artykuły o jego śmiesznie ukształtowanych warzywach.

Na domiar złego coś bardzo podejrzanego wydarzyło się na dworze Patrycjusza, a Straż nie jest pewna, czy ma traktować ekipę Timesa jako sprzymierzeńca, czy wroga.

W historii przewija się cała plejada znanych postaci. Jest Vimes z jego wierną Strażą, Patrycjusz Vetinari, ekipa spod mostu <czyli Paskudny Stary Ron, Kaczkoman, itp.>, G.S.P. Dibbler i, oczywiście, Śmierć. Ale i bez nich załoga Timesa tworzy barwną gromadę, która pewnie jeszcze nie raz pojawi się na stronach kolejnych powieści <a jeśli nie, będzie to straszne marnotrawstwo potencjału>.

Historia ta jest mi bardzo bliska. Po pierwsze dlatego, że i mnie, przy okazji Reaktora, dane jest smakować "rozkoszy" koordynacji i zarządzania pracami nad pismem. Choć mnie, ma szczęście, nikt nie nagabuje o zamieszczanie zdjęć warzyw w ciekawych kształtach.
Po drugie, Pratchett zawarł w powieści sporo spostrzeżeń z dziedzin psychomanipulacji i psychologii kłamstwa, którymi się interesuję. Zabawne jak dużo można mówić, nic nie przekazując, albo jak zręcznie można budować zdania tak, by sugerowały to, co tak naprawdę nie zostało powiedziane. Prawda jest bardzo podatna na manipulacje.

Cóż mogę powiedzieć - dla mnie ścisła czołówka pratchettyzmów. Polecam!
Czytałam polską wersję i muszę przyznać że Pratchett jak zwykle zgrzeszył doskonałym humorem, a także wydarzeniami i bohaterami, których, jakby dobrze poszukać można znaleźć odpowiedniki w codziennym świecie :> Teraz tylko czekać aż zostanie przetłumaczona kolejna część :>

Aha, w wydaniu PL tytuł azety to Puls Ankh-Morpork ^^

W sumie to tyle tytułem uzupełnienia ode mnie^^ Poza jeszcze drobnym pytaniem do czytelnika wersji orginalnej - podczas gdy Pan Tulipan w wydaniu PL mówi ...ony co mówi jego odpowiednik w wersji ANG?^^

Poza jeszcze drobnym pytaniem do czytelnika wersji orginalnej - podczas gdy Pan Tulipan w wydaniu PL mówi ...ony co mówi jego odpowiednik w wersji ANG?^^
"-ing"

aaach... no to trzeba naciągnąć kochaną rodzinkę, żeby ruszyła swe szlachetne odwłoki w kierunku najbliższego empika i zakupiła (dla mnie, biednego studenta, który ma suchoty) kolejną książkę discworldowego cyklu... i całe szczęście, bo samo Witches Abroad czytałem już chyba 6 razy... o całym cyklu poświęconym Rincewindowi nie wspomnę...
"Prawdę" zakupiłem bo chciałem się jakoś przekonać do cyklu Prachetta. Wcześniej czytałem pierwszą część jego sagi (bodajże "Kolor magii") i szczerze mówiąc nie powaliła mnie ona.

Początek z "Prawdą" był niezły. Brechtałem się już po lekturze pierwszego zdania. Potem niestety nie tak często jak mogłoby się wam wydawać. Mimo to przeczytałem tą książkę w cztery dni, ale mylicie się myśląc że tak mnie ona wciągneła, po prostu przyszedł do mnie paczką 3 tom mojej ukochanej trylogii i chciałem jak najszybciej zacząć jego lekturę.

Nie wiem ale jakoś mi Prachettowski humor nie podchodzi. Ale i tak mam sporo szacunku dla autora że już napisał tyle ksiązek (w Polsce wydano coś okołu 25 chyba) i dla tych którzy mają na własność wszystkie tomy ;P

Parę dni temu skończyłem lekturę "Potwornego regimentu". Najkrócej możnaby podsumować książkę słowami - jest inna.

Ta inność rzuca się w oczy już w momencie wzięcia książki do ręki, bo nie wita nas zwyczajowa pstrokacizna z przeplatającymi sią karykaturami bohaterów, a utrzymana w tonach szarości, realistyczna ilustracja przedstawiająca bohaterów zatykających białą flagę zrobioną z damskich gatek. Ustawienie postaci nawiązuje do słynnego zdjęcia żołnierzy zatykających amerykańską flagę na Iwo Jimie.

W środku czeka kolejna niespodzianka - edytorska. Nie ma słoni! Każdy, kto przynajmniej kartkował choć jedną dyskową powieść Pratchetta zwrócił na pewno uwagę na to, że autor dzieli swoje teksty ma krótkie, często przeplatające się sceny. A każda z nich oznaczona jest główkami podtrzymujących dysk słoni. Tym razem nie ma ani główek, ani siekania tekstu. Wszystko pisane jest zwięźle, jednym ciągiem, poza kilkoma chwilowymi "odskokami" do Vimesa, praktycznie nie opuszczamy członków tytułowego Potwornego Regimentu. Nie ma nawet podziału na rozdziały.

Ale przejdźmy do adremu. Historia o Potwornym Regimencie jest poważniejsza. Moim zdaniem Pratchett zawsze wplatał w swoje powieści głębokie refleksje i trafne, skłaniające do myślenia spostrzeżenia. Tyle, że miał zwyczaj pokrywać to grubą warstwą humoresek, zabaw słownych, zabawnych przypisów, itp. Nie tym razem. Choć pióro autora nie straciło lekkości, a i pratchettyzmów nie brakuje, typowych dla Pratchetta przypisów jest tyle, co kot napłakał, a spostrzenia nie są humoryzowane. Odnoszę wrażenie, że autora wkurzyła wojenna propaganda mediów i postanowił opisać wojnę w Świecie Dysku - bez patriotycznych ozdobników.

Historia opowiada o Polly, młodej dziewczynie, której brat skuszony patriotycznymi hasłami zaciągnął się do wojska i dołączył do kolejnej wojny toczonej przez ich ojczyznę - konserwatywną Borogravię żyjącą zgodnie z coraz bardziej obłąkanymi przykazaniami swego boga - Nuggana. I słuch po nim zaginął. Polly postanawia go odnaleźć, ścina więc włosy <Obrzydlistwo w oczach Nuggana!>, wkłada ciuchy brata <Obrzydlistwo w oczach Nuggana!> i również zaciąga się do wojska <jak wyżej>.

Tu należy przedstawić sytuację Borogravii. Jest to kraj wyniszczony wojną - najgorsze jest to, że wyniszczony przez własne wojska. Bezustannie toczy absurdalne wojny ze wszystkimi sąsiadami, wspierana w tym procederze przez przedstawicieli Nuggana, dla którego każdy inny kraj to Obrzydlistwo. Ale dla niego ostatnio nawet polne kamienie, czy zasiewy to Obrzydlistwo, więc kraj musi zmagać się z klęską głodu i skrajnej nędzy. Ale mimo to nadal walczą i nie zamierzają się z nikim układać. Potworny Regiment, który współtworzy Polly jest ostatnią grupą żołnierzy, jaką udało się zebrać. Borogravia ma przeciw sobie sprzymierzone siły sąsiadów i kilku dyskowych potęg <w tym Ankh-Morpork>, które nie zmiotły jeszcze jej wojsk z powierzchni ziemi w dużej mierze dlatego, że im ich... szkoda. Sojusznicy przejęli główną borogravską twierdzę i starają się wyłapywać pozostałych żołnierzy przeciwnika i osadzać ich w twierdzowych celach, żeby spokojnie posiedzieli zanim uda się w końcu rozwiązać ten bezsensowny konflikt. Ale Borogravia wciąż walczy - nie ma czym, mało też zostało rąk do walki <w dodatku często mniej niż dwie na osobę>, ale wciąż walczy.

I w taką sytuację ładuje się Polly <czy raczej aktualnie Oliver> i Potworny Regiment, do którego należy. Dlaczego Potworny? Bo mają w składzie m.in. wampira, Igora i trolla. W dodatku ta nietypowa mieszanka zupełnych żółtodziobów stanowi poważny zgryz dla sił Sprzymierzonych. Nie dość, że nie dają się złapać, to jeszcze specjalne zdolności poszczególnych członków regimentu w połączeniu ze sprytem sierżanta, który nimi dowodzi sprawiają, że udaje im się schwytać elitarny oddział kawalerii, przejąć książkę szyfró i wprowadzić dezinformację na linii sekarowej i dokonać jeszcze kilku mniejszych i większych wyczynów, których nikt się po nich nie spodziewał. Mają też jeszcze jeden sekret, ale tu odsyłam PT forumowiczów do lektury - szkoda palić niespodziankę.

Jak pisałem, Pratchett opisuje to wszystko w swoim stylu, ale nietypowo poważnie. Mamy mieszkańców uciekających z całym pozostałym im dobytkiem, wielokrotnie napotykanych żołnierzy inwalidów, krew, Śmierć i bezpardonowe walki. A i członkowie regimentu mają problemy - mamy troje osób, które przebywanie w pensjonacie, którego metody wychowawcze opierają się na biciu, zamykaniu w ciemnych pomieszczeniach i innych formach znęcania zmieniło kolejno w twardziela bez uczuć, fanatyka i piromaniaka. Mamy oszustwo i niechcianą ciążę. Mamy uzależnienia. Mamy dyskryminację. I to wszystko jest opisywane właśnie w ten sposób - bez łagodzenia i przesadnych ozdobników. Nastawienie Pratchetta widać też w tekstach takich, jak ten "<...> ulotka była bardzo patriotyczna - czyli mówiła o zabijaniu cudzoziemców".

Nie wiem, czy to kwestia świeżości, czy postawa zgodna z moją własną niechęcią do patriotyczno-propangadystycznego pieprzenia, czy jeszcze coś innego. Ale cholernie mi się "Potworny Regiment" podoba. Bez wahania dorzucam go do cyklu o Śmierci i paru innych pratchettowych dziełek ze stemplem "Najwyższa jakość!". Polecam.

A tych, których ciekawi na czym polega tajemnica regimentu, a chwilowo nie mają dostępu do książki zachęcam do sprawdzenia, choćby w Wikipedii, hasła "Monstrous Regiment". Wskazówka jest bardzo wyraźna.
Hehehe... Prattchet widzę jest wszędzie
No więc mam już całkiem sporą biblioteczkę z jego książkami i stale ją rozszerzam. Pierwsza przeczytana książka to był Kolor Magii z biblioteki publicznej... potem zapisywałem się do kolejnych żeby znaleźć coraz to nowsze tomy, jak brakło bibliotek to zaczęliśmy z bratem kupować kolejne tomiki w księgarni. Ostatnio zaopatrzyliśmy się w wszystkie 3 części Historii Świata Dysku oraz Łups... no i kasa na dance mate do kompa poszła się "kochać" . Wziąłem się za czytanie jak skończę to może zrobię wam małą reckę XD
Ostatnio popełniłem mały eksperyment i... przeczytałem kolor magii (miałem cztery godziny wolnego, to czemu nie).

Albo ja sie starzeję, albo Terry dojrzewał przez wszystkie części jako pisarz, albo.. czytałem chińską podróbkę.

Nie to żebym się nie uśmiechnął... owszem zdarzało się. Ale mimo wszystko wspomnienie pierwszej lektury tego to było jak wspomnienie pierwszego pocałunku. Ideał niemalże.
A teraz... hm. No książka. Autor z wieloma fajnymi pomysłami.. zbyt wieloma, jeśli spojrzeć na objętość książki. Jest jakby przeładowana wątkami, za dużo i za szybko się dzieje. Taki nawał tego, że aż przesyt.

Ktoś ma podobne wrażenia po tego typu "powrocie do przeszłości?"

(i nawiązując do użytego porównania z pierwszym pocałunkiem - miałem kiedyś przyjemność spotkać się z "pierwszą miłością" i "powspominać". W tamtym przypadku się nie zawiodłem. Może zatem faktycznie z tą książką nie jest tak do końca ekstra? )
Nie wiem, Ja pierwsze jego książki czytałem wielokrotnie dopóki nie przestały być dla mnie zabawne.

Z drugiej strony jego nowsze książki mnie tak nie bawią jak starsze kiedyś mnie bawiły, bo poszedł w inną stronę - więcej komentarzy na temat współczesności a mniej dzikiej komedii. No i te nowsze są o wiele mroczniejsze.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • erfly06132.opx.pl


  • © Erotyka — strony, Obrazki i wiele więcej na WordPress Design by Colombia Hosting